11 sie 2009

Ojcostwo czyli wychowująca miłość.

W obecnym kontekście kulturowym i ideologicznym dostrzegamy nie tylko kryzys małżeństwa i rodziny, ale w jeszcze większym stopniu chyba kryzys ojcostwa. Czytelnym tego potwierdzeniem jest postawa zwolenników aborcji, którzy traktują nienarodzone dzieci jako prywatną własność kobiety - matki, z zupełnym pominięciem roli i odpowiedzialności mężczyzny - ojca. W tej sytuacji warto przyjrzeć się postawie Boga wobec człowieka. Jego miłość - wierna i odpowiedzialna - stoi u podstaw ludzkiego ojcostwa.

Przypowieść o powracającym synu

wychowującą, która nas przemienia. Ten aspekt Bożej miłości ukazuje opowiedziana przez Jezusa historia pewnego ojca i jego syna (por. Łk 15, 11-32). Nazywana jest ona zwykle przypowieścią o synu marnotrawnym. Sądzę, że słuszniej jest nazywać ją przypowieścią o powracającym synu. Nikt z nas nie żyje w doskonałej miłości i posłuszeństwie wobec Boga. Każdy jest w jakimś stopniu odchodzącym synem czy córką. Nie każdy jednak potrafi zastanowić się i wrócić, jak ów syn z przypowieści...

Jezus ukazuje w swoim opowiadaniu ojca doskonałego, który jest symbolem samego Boga-Ojca. Ojciec ten ma dwóch dorosłych synów. Jeden z nich wiernie mu służy, a drugi postanawia odejść. Wierzy, iż poza domem rodzinnym będzie mu lepiej. Kusi go perspektywa "wolności" od więzi i zobowiązań. Ma własny pomysł na to, jak być szczęśliwym. To sytuacja znana wielu matkom i ojcom, których dzieci chcą żyć "nowocześniej", "na luzie". Chcą być szczęśliwi bez stawiania sobie wymagań, które płyną z miłości i prawdy. Podobnie syn z przypowieści oznajmia ojcu, że odchodzi. I tu spotyka nas zaskoczenie, gdyż wydaje się, że ojciec nie próbuje zatrzymać syna mimo, że ogromnie go kocha i że niepokoi się o jego los. Mógłby użyć nacisku, na przykład nie dając mu jego części majątku. Nie czyni jednak tego, gdyż wie, że do miłości i dobra nie da się przymusić. Przymuszać można tylko do zła. Do miłości można jedynie zaprosić własną miłością. Ojciec zrobił wszystko, by syn nie odszedł: kochał.Syn odchodzi nie dlatego, że ojciec nie potrafił go kochać (wypomniałby to ojcu przy rozstaniu!), lecz dlatego, że podąża za iluzją łatwego szczęścia, opartego na czynieniu tego co przyjemne, a nie tego, co słuszne i wartościowe. Jednak boleśnie przekonuje się, że tego typu "szczęście" jest iluzją. Prowadzi do umierania tego, co w człowieku najpiękniejsze. Aby przeżyć w sytuacji głodu i osamotnienia, błądzący syn godzi się na rolę pastucha świń. Odchodząc od ojca łudził się, że idzie w kierunku wymarzonej ziemi obiecanej. W rzeczywistości zgotował sobie piekło na ziemi.

Dylematy rodziców

Co w podobnych sytuacjach czynią rodzice tej ziemi? Zwykle nie wiedzą, w jaki sposób postępować wobec błądzących dzieci i jak je kochać. Niezwykle trudno jest kochać kogoś, kto bardzo błądzi. Większość rodziców kieruje się wtedy emocjami, a nie miłością. U jednych zwycięża rozgoryczenie, a nawet nienawiść. Wycofują miłość. Wyrzekają się syna czy córki. Odmawiają błądzącemu prawa powrotu do domu. Wtedy pozostaje mu już tylko rozpacz. Nawet gdyby uznał swój błąd, to nie ma do kogo wrócić. Inni rodzice popełniają błąd przeciwny: usprawiedliwiają błądzącego. Wynajdują okoliczności łagodzące. Twierdzą, że jest on ofiarą środowiska, mediów, ideologii. Czynią wszystko, by nie cierpiał mimo, że nadal błądzi! W takiej sytuacji syn będzie błądził dalej. Czasem tak długo, aż umrze... Czemu miałby się zastanowić i zmienić, skoro nie ponosi naturalnych konsekwencji własnych błędów?

Kochać dojrzale

Ojciec z przypowieści nie popełnia żadnego z powyższych błędów. Nawet w dramatycznych okolicznościach kocha w sposób wychowujący, czyli dostosowany do postępowania syna. Nie wycofuje miłości. Jego dom i ramiona pozostają otwarte. Ale też nie próbuje uchronić syna od cierpień, które ten sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Ojciec jest bogatym człowiekiem. Mógłby posyłać służących, aby się opiekowali synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Ale wie, że tak postępując, byłby naiwny i nie pomógłby synowi w przemianie życia. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał! Cierpienie, które przychodzi jako konsekwencja własnych błędów, jest dobrodziejstwem, bo otwiera błądzącemu oczy. Pomaga odróżniać dobro od zła. Roztropny ojciec wie o tym i dlatego nie próbuje chronić błądzącego przed zawinionym cierpieniem. Syn wykorzystuje tę szansę i zaczyna się zastanawiać. Uświadamia sobie, że u ojca było mu lepiej. Pod wpływem cierpienia przemienia się w syna powracającego. Rozumie już, że lepiej być choćby sługą u kochającego ojca niż niewolnikiem tego świata czy własnych iluzji o łatwym szczęściu.

Nie jest łatwo wrócić i powiedzieć: "Ojcze, zgrzeszyłem". Powracający syn zasługuje zatem na szacunek. On sam lęka się spotkania z ojcem, ale ku jego zaskoczeniu powrót przemienia się w wielkie święto. Dopiero teraz syn jest zdolny odkryć to, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, że codziennie wychodził na drogę i żył nadzieją, iż syn zastanowi się i wróci. I że tylko z tego względu nie próbował go chronić przed cierpieniem.
Powracający odzyskuje wszystko: miłość, prawdę i wolność. Odtąd nie będzie wątpił, że ojciec go kocha, ani nie będzie się już łudził, że może być szczęśliwym bez ojca czy wbrew ojcu.
Bóg nie zbawia nas w sposób magiczny, ale dlatego, że kocha miłością

Ks. Marek Dziewiecki.


Tekst za serwisem www.adonai.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz