5 paź 2010

Węgry a polska beznadzieja,

NASZ DZIENNIK

Sobota-Niedziela, 18-19 września 2010, Nr 219 (3845)

Myśl jest bronią !

Przesłanie, z którym Fidesz szedł do ostatnich wyborów, bliskie jest idei budowy IV Rzeczypospolitej. Węgierski kurs na zacieśnianie współpracy regionalnej zderza się z prorosyjską i proniemiecką orientacją rządu Donalda Tuska

Koniec węgierskiego postkomunizmu.

Jan Filip Staniłko

Viktor Orban
Viktor Orban
Fot. Bela Szandelszky ASSOCIATED PRESS

Viktor Orban, nowy szef węgierskiego rządu, przyjechał do Polski zaledwie dwa dni po zaprzysiężeniu swojego gabinetu. Jest pierwszym premierem Węgier, który wybrał Polskę jako cel swojej pierwszej wizyty zagranicznej. To gest symboliczny, ale też polityczny manewr. Orban chce stworzyć nowy sojusz w Europie Środkowej, w którym Polska byłaby strategicznym partnerem. Uważa, że jeśli Warszawa i Budapeszt będą ze sobą współpracować, to głos naszego regionu będzie silniejszy w Unii Europejskiej. Oznacza to, że nowy premier Węgier "urwał" się swoim dawnym niemieckim patronom i stara się prowadzić bardzo odważną politykę, utrzymując jednakowy dystans zarówno do Berlina, jak i do Moskwy.

"Nie wybieraliśmy między ideologiami. Nie wybieraliśmy między partiami. Węgierscy wyborcy chcieli zamknąć pewną epokę, epokę postkomunistyczną, ponieważ mieli już dość braku przejrzystości, nadmiaru biurokracji, korupcji, zbyt wysokich podatków i nieodpowiedzialnych polityków" - powiedział Wiktor Orban podczas swojej pierwszej wizyty w Komisji Europejskiej kilka dni temu. Węgrzy przeszli w tym roku ten sam próg, który Polska przekroczyła w roku 2005. Jedyna różnica polega na tym, że głosy, które w Polsce zebrały wówczas Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, tam otrzymała jedna partia - Fidesz. Na ugrupowanie Orbana głosowało 52 proc. wyborców, co dało jej miażdżące zwycięstwo i ponad dwie trzecie głosów w parlamencie.
Węgry - w latach 90. lider przemian w tej części Europy, od czasu porażki Fideszu w 2002 r. rządzone były przez dwie kadencje przez prorosyjskich socjalistów. Osiem lat rządów Ferenca Gyurcanyego sprawiło, że wydatki państwowe sięgnęły ok. 50 proc. PKB (18 proc. pochłaniały wydatki na opiekę społeczną), a deficyt jeszcze przed globalnym kryzysem w 2008 r. wynosił ponad 8 proc. PKB. W efekcie dług publiczny w szybkim tempie wzrósł do 80 proc. PKB. (Analogia do polityki fiskalnej rządu Tuska jest uderzająca). W momencie wybuchu kryzysu Węgry, aby sprzedać swoje obligacje, musiały z dnia na dzień obiecać wierzycielom o 3-4 procent więcej. Co gorsza, ponad 70 proc. długów denominowanych jest w euro i frankach szwajcarskich, co przy silnym osłabieniu forinta doprowadziło olbrzymią liczbę węgierskich konsumentów na skraj bankructwa. Sytuację musiały ratować Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia Europejska.
Silną pozycję Fidesz zawdzięcza nie tyle skuteczności własnej polityki, ile przede wszystkim negatywnej ocenie społecznej rządów premiera Gyurcanyego i jego postkomunistycznej Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSzP) w ostatnich czterech latach. Ujawnienie tuż po zwycięskich dla socjalistów wyborach w 2006 r. faktu celowego ukrywania przez nich poważnych problemów węgierskiej gospodarki skutkowało kilkoma tygodniami rozruchów i poważnym kryzysem zaufania społecznego. Zła sytuacja ekonomiczna spotęgowana kryzysem gospodarczym 2008 roku, wprowadzenie kosztownych dla społeczeństwa reform państwowych finansów oraz wiele afer korupcyjnych przyczyniło się do dalszego drastycznego spadku popularności rządzących socjalistów i ich koalicjantów - liberalnego Związku Wolnych Demokratów (SzDSz).

Radykalnie na prawo
Polityczne wahadło na Węgrzech przechyliło się radykalnie w prawą stronę. Fidesz sprawuje władzę samodzielnie, posiadając większość konstytucyjną. Rządzący dotychczas socjalistyczni milionerzy (w rządzie Gyurcanyego zasiadało kilku spośród najbogatszych Węgrów) dostali zaledwie 16 proc. głosów. Z parlamentu wypadli liberałowie i demokraci, tamtejsi odpowiednicy Unii Wolności. Po raz pierwszy do parlamentu dostała się partia zielonych, startująca pod wiele mówiącą nazwą Polityka Może Być Inna. Ale największym zwycięzcą tych wyborów, zaraz po Fideszu, jest kontrowersyjny Jobbik (Ruch na rzecz Lepszych Węgier).
Dwa lata po ciężkich rozruchach w Budapeszcie, w grudniu 2008 r., ta określana jako nacjonalistyczna, antycygańska partia, odwołująca się do idei Wielkich Węgier, nie mogła liczyć nawet na 3 proc. głosów. W ciągu następnych pięciu miesięcy jej popularność zaczęła gwałtownie rosnąć, co pozwoliło Jobbikowi w czerwcu 2009 r., podczas wyborów europejskich, zdobyć niemal 15 proc. głosów. Mało tego, w kwietniu 2010 r. partia cieszyła się już ponad 16-procentowym poparciem (zwiększając liczbę swoich wyborców dwukrotnie na przestrzeni roku). Jobbik przejął m.in. elektorat socjalistów w najbiedniejszych wschodnich regionach kraju.
Dla postronnego obserwatora nie lada zaskoczeniem może być fakt, że Jobbik jest w dużej mierze partią ludzi młodych i wykształconych. Nacjonaliści wraz z zielonymi zdobyli łącznie 24 proc. głosów, ale już 40 proc. głosów wyborców poniżej 24 lat. Prawie połowa osób, które na nich głosowały, nie ma 35 lat, a jedynie 10 proc. ma ponad 55 lat. Jobbik został założony przez członków węgierskiego parlamentu studenckiego, zwłaszcza z fakultetów humanistycznych. To po części wyjaśnia tak wysokie poparcie młodych osób, które na Węgrzech, zwłaszcza na biednym wschodzie, pozostają w dużej liczbie bez pracy. Stąd także wynika zdolność Jobbiku do ominięcia tradycyjnych kanałów medialnych i budowanie bezpośredniego przekazu poprzez komunikację w internecie. Jobbik ma nawet swoją anglojęzyczną stronę!
Rzecznik partii deklaruje, że dzisiejsza scena polityczna to nie prawica i lewica, ale ci, którzy chcą globalizacji, i ci, którzy jej nie chcą. "My jesteśmy partią patriotyczną" - stwierdza.

Odzyskiwanie państwa
Znamienne, że dwadzieścia lat temu to Fidesz (Węgierska Partia Obywatelska) był partią ludzi młodych. Formacja założona w 1988 r. przez Wiktora Orbana za namową prof. Wacława Felczaka na początku reprezentowała charakterystyczny dla epoki reaganowskiej optymistyczny libertarianizm - co ideowo upodabniało ją do polskiego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Fidesz korzystał wówczas ze wsparcia niemieckich Wolnych Demokratów i wstąpił do Międzynarodówki Liberalnej w 1992 roku. Jednak po słabym wyniku wyborczym w 1994 r. dość szybko przeszedł na pozycje konserwatywne, stając się węgierskim odpowiednikiem szerokiej partii ludowej, takiej, o której jeszcze kilka lat temu marzył Jarosław Kaczyński.
Również przesłanie, z którym Fidesz szedł do ostatnich wyborów, bliskie jest temu, co w 2005 r. określano w Polsce IV Rzeczpospolitą. Pierwsze ruchy partii Orbana po wyborach w dużej mierze przypominają realizację haseł Prawa i Sprawiedliwości. Jednak Orban - w przeciwieństwie do Kaczyńskiego - naprawdę może przeprowadzić w parlamencie rozliczenie winnych zapaści węgierskiej gospodarki. Prowadzone są m.in. prace nad przepisami, które pozwolą dochodzić odpowiedzialności członków poprzedniej ekipy. Rząd utworzył stanowisko komisarza do zbadania nadużyć poprzedniego gabinetu. Komisja do zbadania stanu sektora finansów publicznych stwierdziła, że poprzedni rząd posługiwał się fałszywymi danymi, aby skonstruować "optymistyczny" budżet. Był on oparty na przeszacowanych wpływach i nie uwzględniał prawdziwego rozmiaru strat, m.in. państwowych przedsiębiorstw (np. Malev).
W oparciu o takie same przesłanki Fidesz dowodził nierealności założeń budżetowych już długo przed kwietniowymi wyborami parlamentarnymi. 3 czerwca przedstawiciele węgierskiego rządu kondycję finansów publicznych określili jako bliską załamania (podobną do Grecji), co wywołało gwałtowną reakcję rynków finansowych, obejmującą spadek indeksów giełdowych i wartości forinta o 5 procent. Politycy rządzącej partii Fidesz zapowiedzieli, że należy się liczyć z deficytem budżetowym w 2009 r. sięgającym nawet 7,5 proc. PKB, a utrzymanie ustalonego przez poprzedni rząd i Międzynarodowy Fundusz Walutowy poziomu 3,8 proc. PKB jest nierealne.
Korzystając z dobrych efektów drakońskich reform gabinetu przejściowego socjalistycznego premiera Gordona Bajnaia (odpowiednika Marka Belki), rząd Orbana, podobnie jak gabinet Kaczyńskiego, przygotowywał w ten sposób rynki do ponownego poluzowania polityki fiskalnej, zapowiadając zmniejszenie podatków, dotowanie ogrzewania w domach, otwarcie zamkniętych linii kolejowych oraz obniżenie wieku emerytalnego dla wielu kobiet. W odpowiedzi MFW i UE spektakularnie zerwały w czerwcu negocjacje w sprawie utrzymania stabilizującej węgierskie finanse linii kredytowej. W ostatnich dniach minister gospodarki narodowej György Matolcsy zapowiedział jednak, że Węgry zmniejszą deficyt do 3 proc., ale utrzymają podatek nałożony na instytucje finansowe w większości będące własnością zachodniego kapitału.
Mimo trudnej pozycji międzynarodowej Orban może sobie jednak pozwolić na znacznie większą swobodę niż lider Prawa i Sprawiedliwości. 29 czerwca węgierski parlament zdecydowaną większością głosów (263 posłów z 322 biorących udział w głosowaniu) wybrał na prezydenta Pala Schmitta - polityka rządzącej partii Fidesz. Wybór na prezydenta kandydata ściśle związanego z partią Fidesz w miejsce wprawdzie bliskiego prawicy, ale dużo bardziej niezależnego prezydenta Laszlo Solyoma, jest elementem szerzej zakrojonej operacji zmian kadrowych w aparacie państwa. Zdominowany przez Fidesz parlament przegłosował 8 czerwca ustawę umożliwiającą zwolnienia pracowników administracji państwowej z dwumiesięcznym okresem wypowiedzenia bez podania przyczyny.
Zmiany personalne objęły już sztab generalny, dowództwo policji i służb wywiadowczych. Fidesz poprzez własne nominacje dąży również do uzyskania większego wpływu na Sąd Konstytucyjny i kierownictwo przedsiębiorstw państwowych (m.in. koncernu energetycznego MVM, poczty). Wywiera także silną presję na prezesa Banku Narodowego i domaga się jego dymisji. W najbliższym czasie poważne zmiany nastąpią w korpusie dyplomatycznym; planowana jest przyspieszona wymiana kierownictwa kilkunastu placówek dyplomatycznych, m.in. w Berlinie, Wiedniu, Rzymie, Paryżu i Kijowie.
Fidesz złożył w parlamencie pakiet ustaw obejmujący nowelizację konstytucji. Parlament zaakceptował już propozycję redukcji liczebności Zgromadzenia Narodowego z obecnych 386 do maksymalnie 200 osób wraz z gwarancją reprezentacji mniejszości narodowych i etnicznych (13 mandatów). Fidesz zaproponował także ograniczenie składu organów samorządowych.
23 lipca węgierski parlament przyjął nowelizację ustawy medialnej, która przewiduje powołanie Urzędu ds. Mediów i Telekomunikacji (NMHH) w celu nadzorowania publicznych środków przekazu. Organem nadzorczym NMHH będzie rada ds. mediów, której przewodniczącego wyznaczy premier na
9-letnią kadencję, zaś pozostałych członków wybierze parlament większością dwóch trzecich głosów. Oznacza to, że Fidesz będzie mógł dowolnie decydować o składzie NMHH. Przegłosowana nowelizacja jest jedynie częścią pakietu zmian w ustawie medialnej, które mają objąć również prawodawstwo dotyczące mediów prywatnych.

Fidesz stawia na region
Również koncepcja polityki zagranicznej upodabnia Orbana do Jarosława Kaczyńskiego. Chęć utrzymywania równego dystansu do Moskwy i do Berlina widać dobrze w polityce energetycznej. Orban popiera zarówno unijny gazociąg Nabucco (z udziałem niemieckiego RWE), jak i rosyjski South Stream (z udziałem włoskiego ENI i francuskiego EDF). Wspiera jednak przede wszystkim współpracę energetyczną między krajami regionu. Popiera projekt połączenia gazoportów - polskiego i chorwackiego, rozbudowę sieci interkonektorów gazowych, a także wzmacnia sojusz energetyczny między węgierskim gigantem paliwowym MOL a czeskim gigantem elektrycznym CEZ, który ma pomóc Węgrom pozbyć się niechcianego rosyjskiego akcjonariusza (Surgutnieftgaz).
Obok zacieśnienia współpracy energetycznej w obrębie Grupy Wyszehradzkiej jednym z priorytetów zbliżającej się węgierskiej prezydencji w UE będzie także zdynamizowanie rozszerzenia UE o kraje bałkańskie oraz rozwój Strategii Dunajskiej. Priorytetem ogólnoeuropejskim będzie na pewno wdrożenie nowego Paktu Stabilizacji i Rozwoju. Jego elementem jest tzw. semestr europejski, w czasie którego kraje wzajemnie analizują swoją politykę budżetową. Dla europejskiego outsidera finansowego, jakim są Węgry, to duże wyzwanie. Jednak gorzką prawdą jest to, że dużo większym wyzwaniem wydaje się namówienie do głębszej współpracy rządu w Warszawie. Partnerem Orbana nie jest bowiem Jarosław Kaczyński, ale spolegliwy wobec Niemiec i Rosji premier Donald Tusk.

Autor jest członkiem zarządu Instytutu Sobieskiego i redaktorem dwumiesięcznika "Arcana".

www.naszdziennik.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz