Ignacy Jan Skorupka (ur. 31 lipca 1893 w Warszawie, zm. 14 sierpnia 1920 pod Ossowem) – ksiądz katolicki, kapelan Wojska Polskiego.,
Życiorys
Urodził się w Warszawie, w domu przy ulicy Ciepłej w robotniczej dzielnicy Wola. Był najstarszym synem Adama Skorupki, urzędnika towarzystwa ubezpieczeniowego w Warszawie, pochodzącego ze szlachty zagrodowej z Podlasia, i Eleonory z Pomińskich, córki powstańca z 1863 roku; jego młodszym bratem był znany działacz harcerski okresu międzywojennego, harcmistrz Kazimierz Skorupka (ur. 1901, zm. 1943).
Nauki gimnazjalne pobierał w Warszawie, w 1907 roku wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego w Przasnyszu, a następnie (w 1909) do Warszawskiego Seminarium Duchownego. Po ukończeniu seminarium został jesienią 1914 roku skierowany do Akademii Duchownej w Piotrogrodzie (Petersburgu). Zainicjował powstanie kółka literackiego "Polonia" i wygłaszał w nim odczyty; opiekował się rodziną przybyłą do Petersburga w lipcu 1915 r.
26 stycznia 1916 roku został wyświęcony na kapłana, lecz wskutek kłopotów rodzinnych nie zaliczył jednego z egzaminów i stracił prawo do kontynuowania nauki w Akademii. W 1917 roku przez kilka miesięcy był proboszczem w Bogorodsku koło Moskwy, a następnie od września tegoż roku do sierpnia 1918 proboszczem w Klinicach (obecnie Klincy) w guberni czernihowskiej. W Klinicach prowadził tajną polską drużynę harcerską, tam właśnie na jego ręce młodszy brat Kazimierz złożył Przyrzeczenie Harcerskie. Ponadto, w miejscowym gimnazjum wykładał religię, język polski, łaciński i grecki. Zorganizował szkołę początkową dla dzieci polskich, a także teatr amatorski, w którym wyreżyserował "Betlejem Polskie" Lucjana Rydla. Był organizatorem polskich towarzystw opiekuńczych i nieformalnym przywódcą dwutysięcznej grupy Polaków, wyrzuconych przez wojnę z Polski i osiadłych w Klinicach. Jeździł do Kijowa, czyniąc starania o przyspieszenie ewakuacji swych podopiecznych do Polski, a następnie tę ewakuację zorganizował. Wyjechał do Polski w końcu sierpnia z jedną z wracających grup. Jak widać, przez zaledwie jeden rok pobytu w Klinicach wykonał ogromną pracę.
Po powrocie do kraju, od września 1918, pracował jako wikariusz w Łodzi w parafii Przemienienia Pańskiego. Był założycielem i prezesem Towarzystwa "Oświata" działającego na rzecz rozwoju szkolnictwa polskiego. Towarzystwo to przejęło szkołę przy ul. Placowej – później szkoła ta przyjęła imię ks. I. Skorupki. We wrześniu 1919 roku ks. Skorupka został przeniesiony przez władze kościelne do Warszawy i objął stanowisko notariusza i archiwisty Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Jednocześnie był kapelanem Ogniska Rodziny Maryi przy ul. Zamoyskiego 30, prowadzonym przez siostry franciszkanki dla ok. 200 sierot, prefektem w szkole kolejowej przy ul. Chmielnej, w szkole i na wieczorowych kursach handlowych Tomasza Łebkowskiego. Wygłaszał kazania w kilku kościołach warszawskich, m.in. w okresie Wielkiego Postu 1920 roku kazania o męce Pańskiej w katedrze warszawskiej św. Jana Chrzciciela.
W początku lipca 1920 roku ks. Ignacy wystąpił do władz kościelnych o zgodę na objęcie funkcji kapelana wojskowego. Najpierw odmówiono mu i dopiero poparcie biskupa polowego Wojska Polskiego Stanisława Galla wyjednało mu zgodę. W końcu lipca został kapelanem garnizonu praskiego. Odtąd spędzał całe dnie w koszarach i na dworcach, spowiadając żołnierzy wyruszających na front. Dnia 8 sierpnia na własną prośbę został mianowany kapelanem lotnym formującego się w budynku szkoły im. Władysława IV na warszawskiej Pradze 1. Batalionu 236. pułku piechoty Armii Ochotniczej, złożonego głównie z młodzieży gimnazjalnej i akademickiej. W jednej z klas szkolnych urządził kaplicę. 13 sierpnia wymaszerował wraz z batalionem na front. Wieczorem batalion dotarł do wsi Ossów (powiat wołomiński), leżącej na linii frontu. 14 sierpnia 1920 roku zginął w walkach z bolszewikami.
Komunikat Sztabu Generalnego WP z 16 sierpnia podkreśla "bohaterską śmierć ks. kapelana Ignacego Skorupki [...], który w stule i z krzyżem w ręku przodował atakującym oddziałom". Dowódca batalionu ppor. Mieczysław Słowikowski w swych wspomnieniach pisał, że wyraził zgodę na wzięcie udziału ks. Skorupki w ataku i że widział moment upadku księdza. Ciało ks. Ignacego Skorupki przewieziono do Warszawy, gdzie 17 sierpnia odbyły się uroczystości pogrzebowe w kościele Garnizonowym przy ul. Długiej, a następnie na Powązkach z udziałem najwyższego duchowieństwa oraz przedstawicieli rządu i generalicji. Gen. Józef Haller udekorował trumnę ks. Skorupki nadanym pośmiertnie Krzyżem Virtuti Militari V kl.
Inna wersja opisu jego śmierci mówi, że poległ udzielając ostatniego namaszczenia żołnierzowi rannemu podczas ataku.
14 sierpnia 2010 r. został pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego[1]. Order został złożony na ręce córki jego rodzonego brata i jej synów. W ceremonii, będącej fragmentem mszy ku uczczeniu pamięci ks. Skorupki i poległych razem z nim żołnierzy brał udział prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski, sprawujący jednocześnie honorowy patronat obchodów rocznicy bitwy warszawskiej.
źródło : http://pl.wikipedia.org/wiki/Ignacy_Skorupka
Jak chłopak z Woli Europę ocalił,
„Nie martwcie się! Bóg ześle nam człowieka takiego jak Kordecki, jak Joanna d'Arc. Człowiek ten stanie na czele armii, doda odwagi i nastąpi zwycięstwo. Bliski jest ten dzień. Nie minie 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity”.
To fragment z kazania ks. Ignacego Skorupki, wygłoszonego 31 lipca 1920 roku, dwa tygodnie przed wymarszem na front.
Mało kto w Wielkiej Brytanii zdaje sobie sprawę jak mało brakowało, by w pałacu Buckingham zamiast królowej rezydował pierwszy sekretarz. Jedynie lewicowy publicysta Eric Arthur Blair, znany pod pseudonimem Georga Orwella, rozumiał zagrożenie. Poznał komunizm na własnej skórze. Podczas wojny domowej w Hiszpanii, uciekając przed wyrokiem śmierci wydanym przez rezydenta NKWD Aleksandra Orłowa, poznał metody poprzedniczki KGB i GRU. Cudem zdołał uniknąć losu, który 70 lat później spotkał podpułkownika Aleksandra Walterowicza Litwinienkę. Mimo to większość brytyjskich czytelników „Roku 1984” uważa powieść za gatunek science fiction, a nie za realistyczną projekcję radzieckiego komunizmu na Wyspach.
Brytyjczycy mają szczęście. W 1920 roku zanim Armia Czerwona połączyła się z ogarniętym rewolucyjną gorączką proletariatem Niemiec, by wspólnie pomaszerować na Zachód, na przedpolach Warszawy natrafiła bynajmniej nie na burżuazyjną armię „białych Polaków” lecz ochotnicze wojsko robotniczo-chłopskie gotowe oddać życie za niedawno odzyskaną wolność. Ci ludzie wiedzieli przed kim się bronią. Poznali istotę Rewolucji Październikowej na własnej skórze. Podczas I wojny światowej Rosjanie, uciekając przed niemiecką ofensywą, ewakuowali z Kongresówki mnóstwo zakładów przemysłowych z polskimi załogami. W Rosji znalazło się wbrew swojej woli wielu Polaków. Widzieli na własne oczy krwawą rewolucję. Przy pierwszej sposobności opuścili tę już wówczas „nieludzką ziemię”, by uczestniczyć w odbudowie odrodzonej po zaborach Polski. Trzy lata później, to oni właśnie zgłaszali się masowo do wojska, by powstrzymać zbrojne kolumny Lwa Dawidowicza Bronsteina (Trockiego) przed narzuceniem Polsce komunistycznej utopii.
Jednym z nich był ks. Ignacy Skorupka. W 1917 roku młody wikary pracował w Bogorodsku pod Moskwą, a potem w Klincach koło Homla, gdzie polscy wygnańcy potrzebowali opieki duszpasterskiej. Jego działalność religijna i patriotyczna nie spodobała się czekistom. Bolszewicy wyznaczyli nagrodę za jego głowę. Ksiądz Skorupka uciekł do okupowanego przez Niemców kraju i od września 1918 roku zamieszkał w Łodzi. Chciał do Warszawy, ale biskup mianował go prefektem łódzkich szkół. Nauczanie młodzieży stało się pasją ks. Skorupki. W lipcu 1919 roku otrzymał jednak nominację na notariusza i archiwistę Kurii Warszawskiej. Jednocześnie był prefektem szkoły kolejowej przy Wspólnej 24 i Szkoły Łabkowskiego.
Ksiądz Skorupka był rodowitym Warszawiakiem, chłopakiem z robotniczej Woli. Biedny jak mysz kościelna jego ojciec – Adam Skorupka herbu Korwin – szczycił się szlacheckim pochodzeniem. Dziadek Ignacego walczył zaś w Powstaniu Styczniowym, potem przeniósł się do Warszawy uciekając przed carskimi represjami i biedą. Ojciec był kasjerem magistrackim. Matka Eleonora z Ponińskich przed wyjściem za mąż była protestantką. Wywodziła się z niemieckich kolonistów. Jej marzeniem było doprowadzenie syna do stanu duchownego.
W 1902 roku młody Ignaś rozpoczął naukę w gimnazjum Chrzanowskiego przy Smolnej. Później chodził do szkoły Kowalskiego przy Świętokrzyskiej. Należał do parafii Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim. Po ukończeniu gimnazjum zapisał się do seminarium duchownego na Krakowskim Przedmieściu. W 1912 roku w kościele św. Krzyża otrzymał święcenia mniejsze. Na studia wysłano go do Akademii Duchowej w Petersburgu. Tam zastała go rewolucja.
W lipcu 1920 roku, gdy czerwona nawałnica zbliżała się do Warszawy, ksiądz prefekt Skorupka poprosił kardynała Kakowskiego o pozwolenie na wstąpienie do wojska. – Jesteś bracie czterdziestym pierwszym, który o to prosi. Nie jesteś tam potrzebny – odmówił metropolita. Biskup polowy Stanisław Gall był łaskawszy i przydzielił ks. Ignacego jako kapelana do 236. Pułku Ochotników, który organizował się w Liceum im. Władysława IV.
W tym czasie Wódz Naczelny kończył już przygotowania do kontrofensywy znad Wieprza. Nie mógł wysłać pod stolicę najlepszych oddziałów. Decydująca bitwa o Warszawę rozpoczęła się 12 sierpnia. Na Radzymin, przeciw armiom Tuchaczewskiego, wysłano uzupełnienia składające się z młodziutkich ochotników dopiero co przyjętych do wojska, umundurowanych i uzbrojonych. 13 sierpnia 21. Dywizja Armii Czerwonej przypuściła atak na Radzymin i zajęła miasto wraz z okolicznymi wioskami. Od strony Ossowa wyszło polskie przeciwnatarcie. Prowadził je ochotniczy batalion z Pragi; 800 chłopców kapelana Ignacego Skorupki. Gdy 14 sierpnia bolszewicy uderzyli na Ossów, początkowo udało im się zmusić Polaków do odwrotu. Dopiero po kilku próbach młodzi żołnierze odparli atak Rosjan. W walkach o wieś zginęło wielu Polaków, wśród nich ks. Ignacy Skorupka.
Dowódca batalionu por. Słowikowski zapamiętał, że ksiądz ruszył z ochotnikami w tyralierze w komży, fioletowej stule i z krzyżem w ręku. Widząc, że pod rozrywającymi się nad głowami pociskami artyleryjskimi, młodzi żołnierze stracili orientację i nie wiedzieli, w którą stronę strzelać do niewidzialnego nieprzyjaciela, ksiądz Skorupka zerwał się przed tyralierą i jego głos przygłuszył chaos bitwy. – „Za Boga i Ojczyznę! – wykrzyknął. Z relacji kilku uczestników natarcia, okrzyk brzmiał inaczej, mniej pasował do osoby duchownej, a bardziej do chłopaka z Woli. Podobno brzmiał –„Bij czerwoną zarazę.” Cokolwiek krzyknął, zrobiło to wrażenie na chłopcach.
Dopiero po bitwie, gdy Polacy obchodził pobojowisko po odrzuceniu bolszewików, zobaczyli na ściernisku przy miedzy, leżącego twarzą do ziemi księdza. Hebanowy krzyż trzymał w ręku. Miał roztrzaskaną czaszkę. Zegarek, buty, marki, które miał w kieszeni skradziono…
Księdza Skorupkę pochowano – jak sobie w testamencie zażyczył – w albie i stule. Podczas pogrzebu, gen. Haller odczytał rozkaz Naczelnego Wodza: – „Księdza Skorupkę odznaczam pośmiertnie Krzyżem Virtuti Militarni V klasy”. Krzyż i stuła księdza Skorupki znajdują się w Muzeum Wojska Polskiego. Kapelan nie wiedział, że szturm, do którego poderwał swój batalion, okazał się punktem zwrotnym całej wojny. Gdyby nie ofiara życia 27-letniego księdza, Warszawa mogła zostać zdobyta, a mistrzowski manewr wyjścia z natarciem znad Wieprza na północny wschód marszałka Piłsudskiego, nie miałby już sensu.
Mieczysław Smugarzewski
źródło : http://www.magazyn.goniec.com/artykul/184_jak_chlopak_z_woli_europe_ocalil.html
Pasterz niezłomny - godny następca ks. I.Skorupko
- / nie mylić z "pastuchami" /
Ks. Stanisław Olaf Małkowski
pseudonimy Tadeusz Baczan, Jan Malski, Stanisław Bernalewski, Ksiądz, Socjolog (ur. 29 lipca 1944 w Woli Korytnickiej) – ksiądz rzymskokatolicki, socjolog, publicysta, społecznik, działacz opozycji demokratycznej w PRL i kapelan Solidarności.
Życiorys
Pochodzenie
Stanisław Małkowski pochodzi z rodziny ziemiańskiej. Jest wnukiem po mieczu wybitnego polskiego geologa, założyciela Muzeum Ziemi w Warszawie i profesora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, Stanisława Małkowskiego oraz wnukiem po kądzieli posła do Sejmu II RP i senatora do Senatu II RP, Władysława Malskiego. Jego ojcem był fizyk i docent PAN, Zdzisław Małkowski. Matką jest etnograf, Krystyna z Malskich Małkowska.
Młodość
Pierwsze miesiące swojego życia spędził w majątku dziadków w Woli Korytnickiej. W grudniu 1945 roku przeprowadził się wraz z rodziną do Warszawy. W 1961 roku ukończył VI Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Po szkole średniej rozpoczął studia na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1964-1966 przerwał je i przebywał w nowicjacie w klasztorze benedyktynów w Tyńcu. Przed przyjęciem habitu zakonnego opuścił zakon i powrócił na studia. Ukończył je w 1969 roku w Instytucie Nauk Społecznych UW z tytułem magistra socjologii. W 1970 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie. 22 grudnia 1974 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa pomocniczego warszawskiego Zbigniewa Kraszewskiego. Ponownie podjął próbę zostania zakonnikiem. W latach 1976-1977 przebywał w nowicjacie dominikanów.
Działalność opozycyjna w PRL
Od lat sześćdziesiątych XX wieku zaangażowany w działalność opozycyjną. Jako student uniwersytetu brał udział w strajkach w marcu 1968 roku. Od lat siedemdziesiątych XX wieku jako duchowny współpracował z ROPCiO i KOR. Był jednym z sygnatariuszy Listu 59, w którym protestował przeciwko wprowadzeniu do Konstytucji PRL zapisu o kierowniczej roli PZPR i wieczystego sojuszu z ZSRR. Brał udział w głodówkach organizowanych przez opozycjonistów w kościele św. Marcina w Warszawie i kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Przez wiele lat współpracował z czołowymi przywódcami polskiej opozycji spośród intelektualistów warszawskich, m.in.: Andrzejem Czumą, Wojciechem Ziembińskim i Jackiem Kuroniem. Z tym ostatnim jednak ze względu na inne poglądy poróżnił się i zerwał z czasem współpracę[1]. Od 1977 roku współpracował z Komitetem Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej, a od 1979 roku z Komitetem Porozumienia na rzecz Samostanowienia Narodu. Za kontrowersyjne kazania i zbyt duże zaangażowanie polityczne był wielokrotnie napominany przez władze kościelne do zmiany swojego postępowania. Obawiano się o jego życie. W 1977 roku został pozbawiony przydziału do parafii. W 1980 roku uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej. W stanie wojennym został jednym z kapelanów podziemnej Solidarności.
Podczas studiów w seminarium duchownym poznał Jerzego Popiełuszkę, w kilka lat później został jego przyjacielem, a następnie również współpracownikiem[2]. Pomagał mu w duszpasterstwie prowadzonym przy kościołach św. Anny i Res Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Od 1980 roku odprawiał wraz z nim przyciągające tłumy wiernych Msze za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu.
Oprócz współpracy z Jerzym Popiełuszką w latach osiemdziesiątych XX wieku Stanisław Małkowski angażował się w jeszcze inne formy duszpasterstwa wśród opozycjonistów. Współorganizował w tym czasie m.in.: msze katyńskie, uroczystości pod Krzyżem Romualda Traugutta i pod pomnikiem na Olszynce Grochowskiej. Za swą działalność, kazania oraz kontakty z opozycją był wielokrotnie nękany przez Służbę Bezpieczeństwa.
13 grudnia 1981 roku został aresztowany, uniknął jednak internowania. Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku znalazł się na liście niewygodnych księży sporządzonej dla pułkownika Służby Bezpieczeństwa, Adama Pietruszki, których zamierzano zgładzić. Figurował na niej pod numerem pierwszym, przed księdzem Jerzym Popiełuszką.
W 1983 roku został odsunięty od pracy duszpasterskiej i ewangelizacyjnej decyzją kurii archidiecezji warszawskiej i przeniesiony do posługi kapelana na Cmentarzu Komunalnym Północnym na Wólce Węglowej w Warszawie. Pomimo to podejmował się dalej działalności kaznodziejskiej. Zapraszany do różnych warszawskich i podwarszawskich parafii wygłaszał tam swoje wykłady i homilie. Publikował też pod różnymi pseudonimami w prasie podziemnej.
Po 1989 roku został zwolniony z nałożonych na niego przez Kościół zakazów i skierowany jako wikariusz do pracy w parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Świata na Ochocie. W 1991 roku został przeniesiony do parafii św. Ignacego Loyoli na Placówce.
Działalność w III RP
Po 1989 roku przez dziesięć lat był wolontariuszem duszpasterstwa więziennego w Areszcie Śledczym na warszawskiej Białołęce. Do 2002 roku był rezydentem i księdzem wspomagającym na Saskiej Kępie w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Warszawie.
23 września 2006 roku prezydent RP Lech Kaczyński za zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej oraz za działalność na rzecz przemian demokratycznych w kraju odznaczył księdza Stanisława Małkowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2007 roku jego nazwisko zostało upamiętnione na tablicy poświęconej kapelanom Solidarności, która znajduje się w kościele św. Katarzyny na warszawskim Służewie.
24 stycznia 2007 roku ksiądz Stanisław Małkowski został odwołany z posługi na Wólce Węglowej. Powodem decyzji był wywiad, którego udzielił dla programu Jerzego Zalewskiego Pod Prąd w TV Puls oraz wcześniejsze wystąpienia w telewizji w związku z mianowaniem metropolitą warszawskim arcybiskupa Stanisława Wielgusa[3][4]. Usunięto go także z pracy w parafii św. Patryka na Gocławiu, gdzie był księdzem wspomagającym. W diecezji warszawsko-praskiej, na terenie której mieszka, odebrano mu prawo głoszenia homilii, prawo spowiadania oraz przyzwolono na odprawianie Mszy Świętych jedynie w koncelebrze. Po interwencji biskupa pomocniczego warszawskiego Mariana Dusia został jednak przywrócony do posługi przy pogrzebach i pracy na Wólce Węglowej, pełni obowiązki księdza wspomagającego w parafii św. Ignacego Loyoli w Warszawie, a także jest księdzem wspomagającym w parafii Miłosierdzia Bożego w Warszawie na terenie której jest rezydentem.
W 2008 roku ksiądz Stanisław Małkowski wystąpił, grając samego siebie, w epizodycznej roli w filmie biograficznym Popiełuszko. Wolność jest w nas[5].
Od początku swojego kapłaństwa ksiądz Stanisław Małkowski jest znanym działaczem na rzecz obrony życia poczętego. Przeciwnikiem aborcji. Jako społecznik zaangażowany jest w duszpasterstwo więzienne oraz pracę z dziećmi niepełnosprawnymi. Od 1989 roku ksiądz Stanisław Małkowski stał się orędownikiem dekomunizacji i lustracji. Utożsamiany jest z polskim ruchem prawicowym, z którym od lat współpracuje. Od 2009 roku należy do założonego przez Jerzego Roberta Nowaka, Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków[6].
W lecie 2010 roku brał udział w zgromadzeniach przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie[7]. 3 sierpnia 2010 poświęcił tzw. krzyż smoleński, który w kwietniu 2010 roku postawili przed pomnikiem Józefa Poniatowskiego polscy harcerze.
W swoich poglądach religijnych opowiada się od lat za obdarzeniem przez Polaków Jezusa Chrystusa symbolicznym tytułem Króla Polski[8].
źródło : http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanislaw_Malkowski_(ur._1944)
/ obecnie wpis nie istnieje/
Wrażenia spod Krzyża: Czy są jeszcze warszawiacy, czy są księża gdzieś w Warszawie?!
Aktualizacja: 2010-08-10 3:45 pm
Prof. Mirosław Dakowski: Wieczorem jadę pod Krzyż. Już z daleka słyszę Bogurodzicę. Potem Apel Jasnogórski, jak co dzień. Wokół Krzyża i zniczów pod nim ze 300-350 osób. Z tyłu – „oblegający”. Z 70-100 osób, ale hałas robią ogromny. Z gitarami, radyjkami, nagłośnieniem i prowokacyjnymi okrzykami. Po stronie pałacu namiestnikowskiego funkcjonariusze go strzegący. Bierni. Po stronie „ludu” – zupełny brak policji i straży miejskiej. Spróbuję podzielić me wrażenia tematycznie:
————————————————————————————————–
Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację.
Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności
wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły.
Nicolas Gomez Davila
Mirosław Dakowski, niedziela, 8 sierpnia; spisane w poniedziałek
Wieczorem jadę pod Krzyż. Już z daleka słyszę Bogurodzicę. Potem Apel Jasnogórski, jak co dzień. Wokół Krzyża i zniczów pod nim ze 300-350 osób. Z tyłu – „oblegający”. Z 70-100 osób, ale hałas robią ogromny. Z gitarami, radyjkami, nagłośnieniem i prowokacyjnymi okrzykami. Po stronie pałacu namiestnikowskiego funkcjonariusze go strzegący. Bierni. Po stronie „ludu” – zupełny brak policji i straży miejskiej.
Spróbuję podzielić me wrażenia tematycznie:
Wierni
Ludzie spokojni, modlą się, pobożnie i w skupieniu. Te wybuchy dzikich wrzasków z tyłu traktują… chyba jak deszcz. Zjawisko przyrody. Więc tylko, gdy „wbija się” w modlących klin agresywnych osiłków lub ekipa TVN – otwierają za sobą parasole. I spokojnie modlą się dalej. Jedynym księdzem jest (zdaje się, że od wielu dni!!) ksiądz Stanisław Małkowski. Z radia (chyba Radio Maryja?) Apel Jasnogórski. Po Apelu świetne kazanie biskupa ze Świdnicy. Nazwiska nie zapamiętałem. O wielkim celu pielgrzymek, właśnie zbliżających się do Maryi Pośredniczki wszystkich Łask. O znaczeniu Krzyża, m.in.. w obecnej trudnej sytuacji Narodu. Słuchających pod Krzyżem Smoleńskim bardzo to kazanie wzmocniło.
Potem ks. Małkowski rozpoczyna Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Następnie intonuje wiele z tych starych, rzadko w kościołach obecnie śpiewanych pieśni. Kilkaset osób śpiewa:
„W Krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie,
w krzyżu miłości nauka
Kto Ciebie, Boże raz pojąć może,
ten nic nie pragnie, ni szuka
W krzyżu osłoda, w krzyżu ochłoda,
Dla duszy smutkiem zmroczonej…
[....]
Gdy grom się zbliża, pośpiesz do krzyża
on ciebie wesprze, ocali”
Pobudza to gromady tych oblegających nas do głośniejszych wrzasków i bluźnierstw. Ale do osób wewnątrz kręgu modlących się te krzyki słabo docierają. Tu jesteśmy „u siebie”. Odmawiamy Różaniec (pięć dziesiątek). Podeszła trójka dzieci, siedem do dziesięciu lat, dostały (chyba przez jakąś rekomendację) mikrofon. Rozczulająco zaśpiewały parę piosenek powstańczych i AK-owskich. Pewnie wnuki tamtych bohaterów. Godzina dziesiąta. Organizatorzy wyłączają nagłośnienie, dalej śpiewamy bez pomocy elektroniki.
A nasi agresorzy – podkręcają regulatory głośności swych urządzeń emitujących „bum-bum” i jazgot.
U nas Droga Krzyżowa. Prowadzą młodzi mężczyźni. Dużo młodych kobiet. Modlimy się też o to, by ci hałasujący z tyłu przejrzeli. Kolejne pieśni.
Interakcje
W nasza grupę wbijają się … chyba są to „bojówki”. Bo są to grupy po 3-5 podpitych agresywnych osiłków. Ale pojedynczo – to się boją. Stąd u nas rozpowszechnia się nazwa „bojówki”. Ryk z tyłu nasila się. Jakieś młodociane a wesołe „panienki” wołają nas: „Co tam będziesz stał, połóż się na mnie!!” Ryk radości u ich kolegów. Paru panów spośród modlących się szuka policji. Odnajdują służbowy mikrobus z policjantami aż za Bristolem, na rogu Karowej. Z trudem wybłagują, by paru policjantów poszło pod pałac i uspokoiło to szalejące nagłośnienie i podpite, wulgarne, wyjące i śmiejące się rozgłośnie panieny. Nie wiemy, nie rozpoznajemy, czy to „postępowe intelektualistki”, czy młodociane prostytutki. Na chwilę pomaga, potem jazgot powraca.
Gdy wbija mi się w nerki łokieć draba z następnej „bojówki”, też idę prosić policję o interwencję. Są daleko. Mówią, że oni tu tylko „tak ogólnie”. Dowódca wozu (zapamiętałem tylko końcówkę nr-u 487) podaje mi nr. 997, bym nań zameldował i poprosił o pomoc. Jemu „nie wolno”. Trudno, dzwonię. Mówię (ok. 2230), że pod pałacem prezydenckim brutalne grupy łobuzów atakują ludzi modlących się. Odpowiada, bym powiadomił radiowóz. Ja – że właśnie ten dowódca odesłał mnie pod „997”. Słyszę bezradne „Ahaaaaa”
Podaję swoje imię i nazwisko, pytam, czy „mają rozkaz bycia biernymi”. Znów bezradne „Nooo, może nie do końca….”. To ostatnie, mocniej jednak, sformułował znany nam już „dowódca wozu bojowego” z Karowej.
Przejeżdża samochód Straży Miejskiej. Stajemy przed maską, by go jednak zatrzymać. Żądamy interwencji. „Aaaa, my to od czegoś innego jesteśmy…” „- Ależ to MY was wynajęliśmy, z naszych podatków macie pensje i sprzęt!!”. Zawstydzeni. Łapią jakiegoś chłopaczka na motorynce i legitymują. Mówią do nas: „Widzicie, że jesteśmy przecież zajęci”. Któryś podaje nawet swój numer, ale nie mam długopisu. Ani motywacji.
Znów pojawiają się „młodzi wykształceni”, tańczą wesoło i śpiewają: „raz kółko, raz krzyżyk”.
Kościół i okolice
Wrogowie Krzyża są zapewne różnego pochodzenia „ideowego” (właściwie- anty- ideowego). Ale wszyscy próbują coś dla siebie urwać.
Gdyby Biskup Miejsca (Ordynariusz, A-bp Nycz) huknął, że agresja na Krzyż jest skandalem, gdyby stanął w jego obronie – ateiści i inni „-iści” by przycichli. Niestety – są chyba nawet jakieś niejawne zarządzenia z Metropolii Warszawskiej zabraniające księżom angażowania się „po stronie Krzyża”.
Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że na tysiąc zapewne księży w Warszawie i okolicy tylko ks. St. Małkowski ma czas, siły i odwagę by być z modlącymi się. Gdzież są ci księżą katoliccy??!
Na dziś, poniedziałek 9 sierpnia, jacyś wrogowie Krzyża dostali podobno pozwolenie Ratusza na .. atak na Krzyż (?!) w nocy (23-cia do pierwszej lub, wg. nich, do szóstej rano!!).
Jeśli Gronkiewicz Waltz się nie opamięta i nie cofnie tego „pozwolenia” na dzisiejsze, nocne prowokacje, to w razie zamieszek i ew. ich ofiar będzie musiała wypłacić wielo-milionowe rekompensaty, jak niedawno władze Duisburga (zob. Hambura: [link]) . Co prawda, nie z własnej kieszeni, lecz z naszej, podatników. Więc może ta perspektywa tak bardzo jej nie przeraża ?
Na marginesie: Transport
Dawno nie poruszałem się po Warszawie w nocy. Okazało się, że znanych mi linii, tak dziennych, jak nocnych, nie ma. Zastępczych – też brak. Jakoś, trzema autobusami i tramwajem, dotarłem wreszcie do Gocławia. A mieszkam w Aninie, na głównej trasie w kierunku Otwocka, Starej Miłosny, dalej Mińska Maz.
Gdy pytam tramwajarza, jak dojechać do Anina, mówi: „Panie , dali 500 mln. na prywatny stadion Waltera, to na komunikację dla ludzi ma być??” Ucieszyłem się , że ludzie kojarzą fakty. Ale … do domu daleko. Pojechałem gdzieś w bok, na Marysin. A stamtąd ciemnymi, rozkopanymi ulicami parę kilometrów na piechotę. Takich ulic u nas, w Aninie, Wawrze, w Radości jest sporo. Słusznie, niech lud zaciska pasa. I ćwiczy piesze wycieczki i survival. Damy za te oszczędności wielkie nagrody naszym urzędnikom.
Samochody na widok samotnego człeka z białą brodą, który w dodatku macha ręką, przyspieszają. Tfy, pewnie prowok i bandyta! Zamiast w pół godziny, byłem w domu po dwóch godzinach. Ale jak pouczająco…
O co chodzi, a o co nie chodzi?
Wśród modlących się przy Krzyżu nie ma partyjniactwa, nie słychać „pisiaków”, ani tego wszystkiego zadziwiającego nas, co dyżurne ekipy propagandystów z TVN, „Gaz Wyb-u” czy „niezależni socjologowie” czy politolodzy wypisują i ludziom oglądającym telewizory wciskają; skutecznie, niestety.
Ponieważ również moje ulubiona blogerka Kataryna (ma przecież szufladkę też na mej stronie) napisała, jak sądzę, retorycznie, że „żadnej ze stron sporu nie rozumie”, to odpowiem:
– to nie jest konflikt między „Kaczorem” , czy PiS-em, a PO czy (uczciwszy Państwa oczy) Palikotem.
– pod Krzyżem nie demonstrują sfanatyzowane staruszki czy intrygujący a przegrani politycy.
To jest zderzenie między Prawdą Chrystusa, a zakłamaniem i tchórzostwem. A może i zbrodnią. Ludzie modlą się o Prawdę Chrystusa dla Polski, w tym o Prawdę w sprawie legalnego wyjaśnienia Zbrodni Smoleńskiej. Ten Krzyż uwiera tak (zob. „Gruppenführera KAT” ), jak i jego mocodawców.
Widoczne pod krzyżem i powszechnie wiadome fakty wskazują, że „władza”, tak w państwie (prezydent, premier, MSWiA, Policja), jak i w Warszawie (Prezydent, a niżej Straż Miejska) oraz „decydenci” w KEP (Konferencja Episkopatu Polski) starają się ten – mocno ich uwierający Krzyż usunąć z widoku – i z pamięci Polaków.
Czy – i kto – z tego festiwalu tchórzostwa i małości wyrwie się pierwszy?
A coraz więcej mądrych ludzi uważa, że:
- tak za pierwszym, głupawym politycznie, oświadczeniem prezydenta – elekta o usunięciu Krzyża Smoleńskiego,
- jak za jawną i oburzającą biernością „władz” cywilnych i kościelnych,
- czy za inspirowaniem brutalnych ataków łobuzów i „panienek wyzwolonych”,
- za bezkarnością palikotów,
- za miałkimi rachubami grup interesów, ubranymi w napuszone słowa,
- za wrogością do Boga różnych odmian lewusów i lewaków, czyli anty-teistów,
- i itp…
… stoi jedna postać. Inteligentna, doświadczona i stara. Jest to więc atak satanizmu.
Warszawo, obudź się! Księża katoliccy, obudźcie się ! LARUM GRJĄ!!!
Prof. Mirosław Dakowski
źródło : http://www.bibula.com/?p=25506
Ks. Małkowski dla Prokapitalizm.pl: Smoleńsk to zbrodnia z zimną krwią
Wywiad z księdzem St. Małkowskim przeprowadzony w dniu 15 sierpnia 2010r. Ksiądz Małkowski mówi m.in. o obronie krzyża, katastrofie smoleńskiej, zachowaniu hierarchii kościelnej wobec tych wydarzeń.
źródło : http://www.prokapitalizm.pl/ks-malkowski-dla-prokapitalizmpl-smolensk-to-zbrodnia-z-zimna-krwia.html
Wyrok wydał Jaruzelski – wywiad z ks. Stanisławem Małkowskim ,
Aktualizacja: 2010-06-3 10:27 pm
Poniżej publikujemy wywiad, jaki przeprowadziliśmyz ks. Stanisławem Małkowskim
z okazji uroczystości beatyfikacyjnych ks. Jerzego Popiełuszki. Rozmowa, która ukaże się w czerwcowym numerze Katolickiego Magazynu Społecznego “Moja Rodzina”, dostępnym w sprzedaży od poniedziałku, dotyczy zarówno beatyfikacji patrona “Solidarności”, ustaleń tzw. procesu toruńskiego, ale również katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia br. Czerwcowy numer “Mojej Rodziny” polecamy także z uwagi na wywiad udzielony nam przez Jarosława Kaczyńskiego.
Czym jest beatyfikacja ks. Jerzego w wymiarze narodowym?
Uważam ją za szczególne wstawiennictwo księdza Jerzego w naszych sprawach ojczystych. Ta beatyfikacja pokazuje także wielkość ofiary księdza Jerzego złożonej pomiędzy Katyniem 1, a Katyniem 2 z 10 kwietnia br., poprzez podobieństwo – jeśli chodzi o sprawstwo i cel – wszystkich tych mordów. Ksiądz Jerzy poniósł śmierć męczeńską w okresie stanu wojennego, który w istocie trwał do 1989 r., a wyniesienie na ołtarze dokonuje się na tym samym placu, na którym Jan Paweł II wołał: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Ponadto beatyfikacja dokonuje się w roku kapłańskim. To są wszystko znaki. Aktualność ofiary księdza Jerzego wynika m.in. stąd, że dziś na nowo ma miejsce konfrontacja pomiędzy stanem wojny a odradzającą się po 10 kwietnia solidarnością narodową. Tak, jak ksiądz Jerzy był prorokiem czasu „Solidarności” i czasu stanu wojennego, tak jego proroctwo wraz z wyniesieniem na ołtarze nabiera nowego znaczenia, gdy konfrontacja między stanem wojny i solidarnością niezmiennie istnieje.
Instytut Pamięci Narodowej prowadzi śledztwo dotyczące osób z hierarchii partyjnej, stojących powyżej Ciastonia i Płatka. Mocodawcy zostaną wykryci i osądzeni?
Jeżeli Platforma Obywatelska zagarnie całą władzę i zniszczy niepokorne wobec niej instytucje publiczne, zwłaszcza IPN, to wtedy szanse, żeby wyjaśnić sprawę, w którą zamieszane są najwyższe czynniki PRL, będą równe zeru. Natomiast jeśli układ monopartyjny zostanie podważony jest pewna szansa, że dowiemy się więcej. Wiemy, że scenariusz przedstawiony podczas procesu toruńskiego jest nieprawdziwy, nie mamy jednak cały czas wiedzy kiedy i w jakich okolicznościach zamordowano księdza Jerzego. Nikogo spośród mocodawców nie udało się ukarać być może dlatego, że morderstwo zlecili Kiszczak i Jaruzelski. Dyspozycja wydana we wrześniu 1984 r. Kiszczakowi przez Jaruzelskiego: „Załatw to, niech on nie szczeka” została wykonana.
Na rozkaz Moskwy?
To było współsprawstwo. Księdza Jerzego przedstawiano jako „siewcę nienawiści” zarówno w mediach krajowych, jak i wschodniego sąsiada.
Był Ksiądz, jeszcze przed księdzem Jerzym, przeznaczony do likwidacji przez SB…
Byłem na liście księży – jak to określono – „do specjalnego potraktowania”. Była to chłodna kalkulacja komunistów: czy najpierw zabić księdza Jerzego, czy też mnie. Kalkulacja co z punktu widzenia resortu spraw wewnętrznych było bardziej opłacalne. Wybór padł na księdza Popiełuszkę…
Kiedy poznał Ksiądz księdza Jerzego?
W seminarium, gdy wrócił z wojska. Miał zasłużoną opinię człowieka odważnego, wiernego, który – jako żołnierz w specjalnej jednostce kleryckiej – nie poddał się komunistycznym prześladowaniom. Zresztą wszyscy klerycy, którzy po odbytej służbie wojskowej wracali do seminarium, darzeni byli takim szacunkiem, jak ksiądz Jerzy. Potem sporadycznie spotykaliśmy się podczas działalności duszpasterskiej, m.in. przy kościele Świętej Anny, gdzie ks. Jerzy sprawował posługę jako duszpasterz średniego personelu służby zdrowia, a ja wygłaszałem prelekcje o ochronie życia dzieci poczętych. Aż wreszcie w lipcu 1983 r. zaproponował mi podjęcie współpracy z proboszczem, ks. Teofilem Boguckim, i z nim w parafii św. Stanisława Kostki. Chętnie się na to zgodziłem.
To chyba było coś więcej, niż współpraca?
Można mówić o przyjaźni. Był jeden duch, jeden cel, choć może inny styl, ponieważ byłem takim wolnym strzelcem i w parafii, i we wspólnocie. Chcę przy okazji przypomnieć ks. proboszcza Teofila Boguckiego, wspaniałego patriotę, opiekuna duchowego księdza Jerzego. Można powiedzieć, że nie byłoby księdza Jerzego męczennika, gdyby nie było heroizmu i wiary ks. prałata Boguckiego.
Księdza Jerzego inwigilowano w ramach sprawy operacyjnego rozpoznania „Popiel”. Donosił na niego m.in. działacz NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze i członek władz Konfederacji Polski Niepodległej Tadeusz Stachnik…
Jak również osoby z najbliższego otoczenia księdza, które darzył zaufaniem. Waldemar Chrostowski, według wszelkich poszlak, był współpracownikiem SB i „wystawił” ks. Jerzego.
Agenturalność Chrostowskiego potwierdzili m.in. historyk IPN Leszek Pietrzak, a także prezes IPN Janusz Kurtyka, który stwierdził, że „w świetle materiałów, jakie znajdują się w IPN, można powiedzieć, że Waldemar Chrostowski był TW SB”. Ale na księdza Jerzego donosili także duchowni, w tym ks. Andrzej Przekaziński, TW „Kustosz”, i ks. Michał Czajkowski, TW „Jankowski”. Ksiądz jest zagorzałym zwolennikiem lustracji w Kościele…
Obecnie można mówić raczej o agenturze wpływu, która jest o wiele bardziej groźna, niż wykonywanie dyrektyw oficera prowadzącego. Chodzi o tych duchownych, ukształtowanych wcześniejszą współpracą z SB, którzy teraz wykonują zadania długofalowe, zmierzające do tego, by Kościół milcząco i chętnie zaaprobował zagrożenia dla suwerenności Polski. By zerwał swoją, tak silną za ks. prymasa Wyszyńskiego, wielowiekową więź z narodem. Wtedy – tak jak twierdził Antonio Gramsci – ateizacja, laicyzacja i uniformizacja przyjdą poprzez instytucje i kulturę. Kościół nie będzie już narodową opoką.
Podczas żałoby po katastrofie smoleńskiej było widać, że jest głód prawdy, głód autorytetu…
Więź Kościoła z narodem potwierdziła się w tych tygodniach. Fenomen budzenia się narodowej świadomości pokazuje film „Solidarni 2010”. Gdy byłem pod Pałacem Prezydenckim czułem tę solidarność setek tysięcy ludzi, tak charakterystyczną dla lat 1980-1981. Pytanie, czy przełoży się ona na miliony i czy wytrwamy wobec ataku, który już ruszył? Jako duchowny i katolik jestem człowiekiem nadziei, którą pokładam w wierze, więc ufam, że ta solidarność przetrwa. Polsce miała zostać zadana ostateczna rana, dlatego prezydent oraz szefowie niezależnych od PO instytucji zostali 10 kwietnia zlikwidowani w zamachu.
O zamachu mówią ludzie, rząd się z tym nie zgadza.
Był to nie tylko zamach stanu, ale akt wojny przeciwko Polsce. Zamach stanu jest sprawą doraźną, wewnętrzną. My mamy natomiast tutaj sojusz czynników: wschodniego, centralnego i zachodniego. W wyniku tego, przynajmniej biernego, trójporozumienia, dokonała się zbrodnia o nazwie Katyń 2. Nasza sytuacja geopolityczna jest gorsza, niż w latach 80., gdy mieliśmy obrońców na Zachodzie, którym zależało na tym, by Polskę wykorzystać w grze przeciwko Związkowi Sowieckiemu, zmierzającej do rozkładu bloku wschodniego. Mieliśmy też szczerych przyjaciół, takich jak Ronald Reagan. Teraz tych przyjaciół brak. Grozi nam strategiczne porozumienie rosyjsko-niemieckie. Zachód i USA grają razem z Moskwą.
Bez odwołania się do władzy najwyższej, Pana Boga i Matki Najświętszej, wobec wewnętrznej słabości i braku zewnętrznych sojuszników, pozostaje nam bezradność. Bez intronizacji Chrystusa jako Króla Polski nasz kraj nie przetrwa. Tak samo nie przetrwa Rosja i Polska bez ofiarowania jej Niepokalanemu Sercu Maryi przez Ojca Świętego w jedności z biskupami Kościoła powszechnego.
Julia M. Jaskólska
Piotr Jakucki
źródło : http://www.bibula.com/?p=22509
Popiełuszko nie pasował do koncepcji Glempa
(© Marcin Obara/POLSKA)
Rozmawia Magdalena Rigamonti
2009-02-27 09:10:23, aktualizacja: 2009-02-27 09:10:54
Z ks. Stanisławem Małkowskim, opozycjonistą i przyjacielem ks. Jerzego Popiełuszki, rozmawia Magdalena Rigamonti
W filmie tego nie ma, ale historyczna prawda jest taka, że to ksiądz Małkowski był pierwszy na liście do odstrzału przez Służbę Bezpieczeństwa. Co ksiądz poczuł, gdy się o tym dowiedział?
Grzegorz Piotrowski w ostatniej chwili zmienił kolejność i zginął ksiądz Popiełuszko. Co czułem? Solidarność z księdzem Jerzym i ze sprawą, której on służył oraz za którą w końcu oddał życie. Postawa kapłańska, jaką miał ksiądz Jerzy, i jaką ja również chciałem mieć, zawiera w sobie ryzyko.
A strach? Nie bał się ksiądz?
Czułem pewien lęk, ale starałem się robić swoje. Postawiłem sobie zadania i je realizowałem. One się różniły od tego, co robił ksiądz Jerzy, ale część z nich realizowaliśmy wspólnie.
A jak ksiądz reagował na to, co mówiono o śmierci księdza Jerzego?
Zapewne chodzi pani o to, że próbowano nagłośnić tezę, że winę za śmierć księdza ponoszą twardogłowi, którzy spiskowali przeciwko Kiszczakowi i Jaruzelskiemu. A przecież księdza Popiełuszkę zabili tak naprawdę Kiszczak i Jaruzelski. Od początku byłem przekonany, zresztą nie tylko ja, że proces toruński jest wyreżyserowany i zakłamany. Wiedziałem, że to morderstwo nie miało miejsca w nocy z 19 na 20 października.
Nie pasowało to do jego ugodowej koncepcji. Wiem na przykład, że prymas dość pozytywnie oceniał generała Jaruzelskiego - jako patriotę i człowieka dobrej woli.
Ma ksiądz to prymasowi za złe?
Jakże można mieć coś za złe swojemu przełożonemu i ojcu?
Ironizuje ksiądz?
Nie. W pewnym sensie rozumiem jego postępowanie. Choć mnie też bardzo ukarał, bo zaraz po pogrzebie księdza Jerzego rozesłał do parafii w Archidiecezji Warszawskiej list, w którym zarzucił mi szerzenie nienawiści. Nie rozumiałem dlaczego. W tym czasie tylko dwie osoby postawiły mi podobny zarzut: Jerzy Urban i Jacek Kuroń.
Co by było, gdyby ksiądz Jerzy nie został zamordowany? Co by się z nim dalej działo?
Co by było, gdyby ksiądz Jerzy nie został zamordowany? Co by się z nim dalej działo?
Byłaby ogromna presja na niego ze strony tak zwanego salonu politycznego. Wydaje mi się, że miał tak silny charakter i kwestia prawdy była dla niego tak fundamentalną podstawą wolności, że nie sądzę, by się podporządkował jakiejś fałszywej grze w rodzaju Okrągłego Stołu czy grubej kreski.
Byłby zmarginalizowany?
Gdyby był wierny prawdzie, musiałby być zmarginalizowany.
źródło : http://www.polskatimes.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz