16 sie 2009

Brawo, Niemcy ! - prof. Andrzej Czachor

Po raz pierwszy w mym długim już życiu mam ochotę zawołać za Profesorem Wolniewiczem (Radio Maryja, "Rozmowy niedokończone", 5 VIII 2009 r.) - "Brawo, Niemcy!". Potrafili zadbać o to najpiękniejsze narodowe pojęcie - suwerenność własnego państwa. Ich Trybunał Konstytucyjny przerwał w tych dniach passę lewackiej gorliwości ratyfikacyjnej parlamentów Europy wobec tzw. Traktatu Lizbońskiego. Ratyfikacja - owszem, ale pod warunkiem, że najpierw parlament niemiecki stworzy ustawy zabezpieczające nadrzędność niemieckich ustaw konstytucyjnych nad prawem unijnym. Niemcy zadbali o swój interes narodowy w UE, mimo że jako państwo najsilniejsze w każdym razie mieliby najwięcej do powiedzenia.

Przypomnijmy - polski Sejm w kolejnych debatach 28 lutego i 1 kwietnia 2008 r., podejmując ogromną większością głosów poselskich uchwały ratyfikacyjne (384 za, 56 przeciw, 12 wstrzymało się, 8 nie głosowało), w żadnym stopniu nie dbał o zabezpieczenie suwerenności Polski w Unii Europejskiej. Przeciwnie - odnosiło się wrażenie, że Sejm, uzurpując sobie to uprawnienie, działa w pośpiechu - byle tylko nie doszło do głosu żądanie obywateli o referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Zaiste, były to dni hańby i zdrady.
Co ciekawe, również parlament niemiecki nie podjął takiej inicjatywy prawodawczej sam z siebie. Dopiero werdykt Trybunału Konstytucyjnego wyartykułował niemiecki interes narodowy. Bo jest to, podobnie jak w Polsce, parlament zdominowany przez interesy partyjne, nie narodowe. Tak działa "mieszana" ordynacja wyborcza - bardzo podobnie jak "czysto" partyjna ordynacja wyborcza do Sejmu w Polsce.
Jak stąd widać, dominacja interesu partyjnego w parlamentach, zagwarantowana przez głosowanie na listy partyjne układane przez liderów partii, blokuje narodowy instynkt samozachowawczy. Dlaczego tak jest?
1. Bo kandydaci na listach partyjnych wyłaniają się z głowy lidera, nie z zaufania obywateli.
2. Bo posłowie chcą zjednać lidera, by ich wstawił na listy jeszcze raz - a więc muszą być "grzeczni".
3. Bo głównym celem każdego partyjnego klubu jest zwiększenie liczby członków klubu w następnych wyborach. To najłatwiej osiągnąć przez tworzenie etatów administracyjnych w gestii partii rządzącej.
4. Bo posłowie jako dalszy element kariery widzą wybory do Parlamentu Europejskiego, a tam również listy kandydatów układają szefowie partii.
5. Bo lider partii chce mieć dobre relacje z liderami bliźniaczych partii w UE - a więc orientuje linię polityczną swej partii w takim kierunku. Następuje ponadnarodowa unifikacja polityki europejskiej, zacieranie interesu narodowego.
W takim systemie wyborczym koło przyczyn i skutków zamyka się poza obywatelem - obywatele głosują, ale liderzy wybierają. Wynik takiego wyboru posłów widzimy - zarówno w Polsce, jak i w Niemczech brakuje w parlamencie twardych, mądrych patriotów - ogromną większość stanowią elokwentni spryciarze obserwujący, jak wieje partyjny wiatr. Nie tylko interes wewnętrzny, ale także zachowanie suwerenności państwowej wymaga zasadniczo innego wyboru reprezentacji narodowej. Niewiele dobrego doznaliśmy w historii ze strony Niemców, ale ta ostatnia lekcja nam się przyda.
Potrzebny jest nam, Polakom, inny system wyborczy. Taki, który tworzy mechanizm odpowiedzialności posła przed wyborcą, który wyłania do reprezentacji sejmowej mądrych, sprawnych, dostępnych ludzi, patriotów powołanych na zasadzie osobistego zaufania. To jest system jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), jaki mieliśmy w okresie "złotego wieku" polskiej państwowości, a obecnie stosowany w wielu silnych krajach demokratycznych.
Ruch Obywatelski JOW od lat proponuje opracowaną przez siebie wersję takiej ordynacji wyborczej. Posłowie obecnego Sejmu, skompromitowani bezprawną (p. Art. 104. Konstytucji RP) i bezmyślną ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego, mają w tym miejscu okazję do częściowej bodaj poprawy swego wizerunku w historii. Mogą być tymi, którzy przełamią bariery partiokratycznej poprawności i uchwalą rozumną ordynację wyborczą. Bądźcie mądrzy chociaż po szkodzie.

Prof. dr hab. Andrzej Czachor

źródło : http://mazowsze.kraj.com.pl/

1 komentarz:

  1. cyt-
    " Przypomnijmy - polski Sejm w kolejnych debatach 28 lutego i 1 kwietnia 2008 r., podejmując ogromną większością głosów poselskich uchwały ratyfikacyjne (384 za, 56 przeciw, 12 wstrzymało się, 8 nie głosowało), w żadnym stopniu nie dbał o zabezpieczenie suwerenności Polski w Unii Europejskiej.

    Przeciwnie - odnosiło się wrażenie, że Sejm, uzurpując sobie to uprawnienie, działa w pośpiechu - byle tylko nie doszło do głosu żądanie obywateli o referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Zaiste, były to dni hańby i zdrady.

    Co ciekawe, również parlament niemiecki nie podjął takiej inicjatywy prawodawczej sam z siebie. Dopiero werdykt Trybunału Konstytucyjnego wyartykułował niemiecki interes narodowy. Bo jest to, podobnie jak w Polsce, parlament zdominowany przez interesy partyjne, nie narodowe."
    ..........................................

    Czy to nie wystarczy by w razie takiego obrotu sprawy ( stagnacji w Sejmie RP ) - domagać się naszego konstytucyjnego prawa do sprawowania władzy bezpośredniej czyli zażądania przeprowadzenia ogólnokrajowego referendum dotyczącego podpisania Traktatu z Lizbony , co więcej zmuszenie w ten sposób biura legislacyjnego Sejmu do przedstawienia w parlamencie RP stosownych ustaw na wzór zaleceń Niemieckiego FTK by zabezpieczyć suwerenność i niepodległość Polski...

    Nawet kosztem wyjścia PO z frakcji Ludowo-Chrześcijańskiej w Parlamencie UE .
    To jest obecnie najważniejsza Racja Stanu RP..

    OdpowiedzUsuń