3 lis 2009

Państwo na drodze ku ruinie


Państwo prawie zawsze przeżywa jakieś mniejsze czy większe wstrząsy. Tak wartki jest prąd życia społeczno-politycznego. I to jest zrozumiałe. Ale my w Polsce przeżywamy wielkie wstrząsy głównie z winy rządzących.

Opinia publiczna zajęła się nimi dosyć intensywnie, ale uważam, że za płytko. Interesuje się chyba jedynie zjawiskami zewnętrznymi, nie sięga na ogół w głąb. W gruncie rzeczy dzisiejsze najdotkliwsze wstrząsy są powodowane przyjęciem przez odrodzoną Polskę nowej, nierozumnej i błędnej ideologii, a mianowicie liberalizmu.

Liberalizm bardzo zredukowany może być nawet twórczy, ale radykalny i powszechny, jak na Zachodzie, jest zgubny i prowadzi nieuchronnie do totalnej ruiny życia społecznego, politycznego, gospodarczego i duchowego.

Partia oszołomiona liberalizmem
Liberalizm zachodni wpłynął w Polsce już w latach 80. ubiegłego wieku niemal na wszystkie partie polityczne, ale całe swoje zło obnażył w rządzącej obecnej partii - Platformie Obywatelskiej. Głównym korzeniem PO był, jak pamiętamy, Kongres Liberalno-Demokratyczny, powstały w czerwcu 1990 r. w ścisłym kontakcie z liberalizmem zachodnim, postmarksistowskim, socjaldemokratycznym i zarazem neokapitalistycznym.

KLD nie nawiązał w niczym do tradycji polskich i chrześcijańskich. Przewodzili mu od początku: Janusz Lewandowski, Donald Tusk, Jan Krzysztof Bielecki (walczący z Prymasem Józefem Glempem), Andrzej Arendarski i inni. Po przegranych z kretesem wyborach w roku 1993 połączyli się oni z Unią Demokratyczną (późniejszą Unią Wolności). Przed wyborami, w 2001 r., gen. Gromosław Czempiński - jak sam niedawno wyznał - ważny człowiek służb wywiadowczych, utworzył wraz z Maciejem Płażyńskim, Andrzejem Olechowskim i Donaldem Tuskiem Platformę Obywatelską, czyli partię, która na mocy różnych sił miała przetworzyć Polskę narodową
i chrześcijańską na "obywatelską", liberalistyczną i europejską.

Założono przy tym, że niezorientowane społeczeństwo polskie da się odpowiednio ukształtować jak plastelinę przy pomocy mediów, propagandy, neutralizacji Kościoła, no i lobby żydowskiego.

Cele te zostały sformułowane przez Donalda Tuska we współpracy z Janem Krzysztofem Bieleckim jeszcze za czasów KLD i ogłoszone w TVP 24.10.1992 r. w postaci programu partii. Był on następujący:

1. Absolutnym prymatem w życiu społecznym jest całkowita wolność osobista bez żadnych skrępowań.

2. Podstawą życia społecznego jest własność tylko prywatna (stąd późniejsza idea, że wszelka własność społeczna i państwowa ma być "sprywatyzowana", czyli sprzedana przez rząd jakimkolwiek ludziom).

3. Motorem gospodarki ma być wolny rynek, który rozwiąże sam wszelkie problemy gospodarcze (a nawet i niektóre inne, np. kulturowe).

4. Rola państwa ma być zredukowana do minimum, jak później doprecyzowano, tylko do zbierania podatków, do podtrzymywania władzy zwycięzców i do chronienia życia bogatych.

5. Naród jest już kategorią martwą, podstawę stanowi społeczeństwo obywatelskie, czyli twór prawny, bez względu na jakiekolwiek różnice ludzkie.

6. Związki zawodowe mają być bardzo osłabione lub nawet rozwiązane, gdyż krępują wolny rynek i rozwój gospodarczy.

7. Ma być wprowadzone państwo prawa (XIX-wieczna koncepcja masońska), tzn. życia państwowego nie reguluje żywy człowiek, tradycja, etyka, lecz tylko stanowione prawo, które ma rozwiązywać wszystkie problemy.

8. Państwo ma być podzielone na regiony, możliwie autonomiczne, nie tylko
w gospodarce, ale nawet i w polityce zagranicznej.

9. Etyka "dotychczasowa", zwłaszcza katolicka, ma być stosowana wybiórczo lub
w ogóle usuwana z życia publicznego do prywatnego i ma podlegać ustawodawstwu świeckiemu.

W sumie, jak widzimy, jest to nowa groźna ideologia i zarazem utopia przybierająca cechy pseudoreligii. Cała tragedia w tym, że w Polsce tylko garstka ludzi zna tę ideologię PO, m.in. profesorowie: Stefan Kurowski, Bogusław Wolniewicz, Andrzej Zybertowicz, Artur Śliwiński, Stanisław Wójcik, Jerzy Żyżyński, Andrzej Nowak, Piotr Jaroszyński, Zbigniew Żmigrodzki, Zdzisław Krasnodębski i jeszcze inni, notabene raczej niedopuszczani do głosu w mediach.

Podobnie jest też grupa dziennikarzy, którzy wiedzą, o co chodzi. Ogół jakby nie rozumiał, w czym rzecz. Popiera się całą mocą PO jako jedyną szansę dla Polski.

Czynniki, które utworzyły tę partię, poniosły wielkie nakłady, żeby PO wygrała w roku 2005, ale nie udało się. Toteż w 2007 r. zostały zaangażowane wszystkie siły, polskie i obce, z zastosowaniem kamuflażu wobec katolików i patriotów i z użyciem złudnych technik, a nawet wielkich kłamstw wyborczych, i w rezultacie PO wygrała wybory.

Obecnie jednak, kiedy Platforma urosła w siłę i zaczęła się wyzwalać spod owych nielegalnych czynników, postanowiono ją upokorzyć, a jeśliby odmówiła posłuszeństwa, to nawet rozbić. I teraz dzieje się to na naszych oczach. Rozumiemy, dlaczego polskojęzyczne media zaczynają już po trosze atakować PO i samego Donalda Tuska.

Dziś wielu polityków i dziennikarzy oraz politologów postmarksistowskich, jakby nieświadomych sytuacji, uważa PO i PiS za partie bliźniacze, a przynajmniej obie za prawicowe. To jest błędne.

Wprawdzie z jednej strony PO w dużym stopniu zręcznie się kamufluje i idzie na kompromis wobec wyborców katolickich, a z drugiej także Prawo i Sprawiedliwość ulega w pewnym stopniu liberalizmowi zachodniemu i niestety, w większości nie poparło w swoim czasie katolickiej ochrony życia.

Jednak różnice są raczej podstawowe, głównie w tym, że PiS nawiązuje mocno do tradycji narodowej, patriotycznej, państwowej, socjalnej oraz klasycznej, polskiej i ogólnoludzkiej, w tym przede wszystkim nie odrzuca etyki i moralności chrześcijańskiej. W rezultacie nie da się obu tych partii zjednoczyć, choć chciałyby tego bardzo kierownicze czynniki zachodnie, dążące do pełnego zliberalizowania PiS.

Echa liberalizmu w aferach
Ostatnio bardziej świadomą częścią społeczeństwa wstrząsnęły afery: hazardowa, stoczniowa, podsłuchowa i w sprawie nacisku rządu na prokuraturę. Oczywiście, afer jest znacznie więcej, tylko że te zostały nagłośnione. Nie znaczy to, że korupcji nie było dawniej, jest ona tak stara jak ludzkość, zarówno w sensie przekupstwa, jak i sprzeniewierzenia się czystości stanowiska urzędniczego, ale trzeba przyznać, że u nas nasiliła się ona znacznie w Platformie i pod jej panowaniem. Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim bardziej podatny klimat dla ogólnej korupcji stwarza ideologia liberalistyczna, co widzimy, niestety, i w licznych dziedzinach całej Unii Europejskiej. Otóż naczelną kategorią życia jest wolność rozumiana jako dowolność, nie funkcjonuje etyka, duchowa i religijna, osłabiona jest bardzo dyscyplina prawna i nie ma dostatecznej kontroli, bo państwo zanika, a instytucje kontrolne są tylko raczej dla propagandy przyzwoitości.

W aferze gier hazardowych, jeśli taka miała być, winę ponoszą nie tylko oskarżane osoby publiczne, ale także podmioty organizujące gry hazardowe lub/i losowe, ludzie stanowiący złe prawo i ogólna atmosfera amoralna. Jeśli, jak mówią, np. w 60-tysięcznym miasteczku powstaje paręset salonów gry i punktów "jednorękich bandytów", to jest to już choroba społeczna odpowiadająca ogólnej atmosferze liberalnej. Przecież gra hazardowa uzależnia jak alkohol, narkotyk czy rozpusta, a przede wszystkim jest okradaniem słabych, marzycieli i naiwnych; niekiedy gracz traci wszystko. Jest to grzech państwa. Jest to też zło na skalę całego państwa, bo w roku 2008 gry te ukradły ludziom ok. 17 mld złotych. Ponadto ośrodki tych gier wcześniej czy później wpadają w ręce potężnych mafii. Powiadają, że nie można tego ani zakazać, ani ograniczyć, bo będzie jak z prohibicją alkoholu czy papierosów. Może trochę tak, ale można to poddać pod ścisłą kontrolę i zminimalizować. Tylko że Platformę na to nie bardzo stać, bo ma być pełna wolność obywatela, a władza publiczna musi zanikać.

Bardzo podatny grunt pod korupcję urzędniczą stwarza sama struktura - błędna - partii

i Sejmu, przede wszystkim partia sejmowa jest, jak i w Ameryce - pseudodemokratyczna. Wystarczy kupić jednego czy paru baronów partii rządzącej i oni już nakażą odpowiednio głosować całej partii rządzącej, pod groźbą dyscypliny partyjnej. Na Zachodzie już dawno mówiono, że w Polsce można za 3 miliony dolarów kupić każdą ustawę w Sejmie. Nie mówię, że tak się działo, bo nie mam dowodów, ale w chorej demokracji, zwłaszcza przy usunięciu etyki z polityki, wszystko jest możliwe.

W każdym razie sytuacja jest u nas tragiczna. Rząd PO kieruje stronniczo wszystkimi służbami kontrolnymi: NIK, CBA, ABW, CBŚ, wywiadem i kontrwywiadem wojskowym, prokuraturą, policją itd. Tarcza antykorupcyjna przypomina hinduskie pojęcie "mai", czyli bytu pozornego, złudy. Toteż faktycznie, dochodzenie w sprawach afer i korupcji jest proste jak drut: jeśliby zawinił ktoś z rządu lub PO, to jest to tylko pomówienie ze strony PiS, a jeśliby ktoś dowodził prawdziwej winy, to będzie usunięty, jak Mariusz Kamiński, jeśli natomiast zarzuca się coś opozycji, to prawda, i taki ktoś jest karany z góry, bez rozprawy. Co więcej, jeśli opozycja bada, czy ktoś z koalicji nie popełnił przestępstwa, to właśnie on popełnia przestępstwo polityczne, a jeśli ktoś
z partii rządzącej odkrywa coś złego w opozycji, to dokonuje aktu sprawiedliwości apolitycznej. Również prezydentowi nie wolno tropić korupcji w sferach rządowych, bo jest to tylko niegodna agitacja wyborcza. Przy tym różne ataki pana premiera na prezydenta nie są agitacją wyborczą, lecz "ratowaniem Polski". Taka jest logika dzisiejszego liberalizmu.

Prostą konsekwencją tejże logiki jest cyrk z sejmową komisją śledczą. Oto ewentualnego przestępcę z obozu rządu i koalicji może przesłuchiwać i sądzić tylko grupa rządząca, która właśnie musi mieć w komisji większość. Jest to konsekwencja odrzucenia etyki ogólnoludzkiej. A jeśli ci z opozycji mieliby też coś badać, to najwyżej strukturę prawa, a nie fakty, jeśli fakty, to tylko z tego czasu; kiedy oni byli u władzy. Przewodniczącym komisji musi być szermierz słowa i propagandysta, oczywiście z koalicji. W rezultacie komisja ma udowodnić, że przestępstwa popełnia opozycja. Ponadto nowy szef CBA Paweł Wojtunik powiedział, że "członkom CBA nie mogą przeszkadzać poglądy religijne" ("Gazeta Wyborcza", 16.10.2009), co oznacza - ni mniej ni więcej, że członkami rządowego Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie mogą być katolicy i ludzie stosujący się do etyki katolickiej. Uważam, że właściwie nikt z opozycji nie powinien się poniżać poprzez przystąpienie do tak pomyślanej komisji. Obywatele polscy powinni zrozumieć, że w naszej polityce nie ma już zasad chrześcijańskich.

Najbardziej tragiczna jest sytuacja stoczni. Prawda, że odpowiedzialne za nią są wszystkie rządy, poczynając od rządu Mieczysława Rakowskiego, poza tym winne są po części także zarządy stoczni oraz załogi, które nie zrozumiały potrzeby przemian. Jednak ostatni rząd stał się rytualnym grabarzem Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia, no i skazał na śmierć głodową Stocznię Gdańsk, pozostawiając jej tylko jedną pochylnię, a wreszcie chyba doprowadzając do ruiny Stocznię Marynarki Wojennej. Co się stało? Otóż nie jest winien żaden poszczególny minister, lecz całą winę ponosi błędne przyjęcie zasady liberalnej, iż każdy zakład ma być prywatny i państwo nie może mu pomagać, bo na rynku europejskim panuje prawo konkurencji.

Państwo nie może się mieszać do żadnej konkurencji. O życiu lub śmierci stoczni i stoczniowców decyduje jedna pani komisarz od spraw konkurencji w UE. I tak ponad 120 tys. robotników, licząc też kooperantów, znalazło się na bruku. Liberalny rząd słucha Brukseli jak Ewangelii. Państwa polskiego już prawie nie ma, jest tylko region nadwiślański. Tymczasem dla społeczeństwa taniej byłoby dopłacać do stoczni przez pewien czas, niż tworzyć dla tylu tysięcy ludzi nowe zakłady i nowe miejsca pracy. Rentowność wielkiego przemysłu liczy się przede wszystkim w całym bilansie krajowym, nie tylko osobno. Prawdziwy rząd powinien teraz odrodzić stocznie, wbrew jednej starszej pani z Brukseli.

Rządzącym zabrakło wiedzy, że po stoczni padną wszystkie zakłady kooperujące ze stoczniami, jak np. Zakłady Cegielskiego w Poznaniu produkujące tylko silniki dla statków. Rząd bardzo się zezłościł na demonstrację solidarnościową 23.10.2009 r., największą w tym mieście po roku 1956. I dziwne, że tak jak za komuny, ktoś nasłał na demonstrantów jakichś prowokatorów, żeby skompromitować robotników wołających o pracę i chleb w wolnej Polsce. Że jest to znów wina nierozumnego liberalizmu, świadczy dosadnie wypowiedź pewnego dyżurnego w TV profesora postkomunistycznego (Radosława Markowskiego), który dokładnie wyłożył doktrynę liberalną rządu. Przedstawia się ona następująco (TVP Info 23.10.2009): Strajk jest całkowitą winą robotników Cegielskiego. Nie znają oni nowych praw gospodarki liberalnej. Szczególnie związki zawodowe "Solidarność" błądzą, nie chcą ani się restrukturyzować, ani przejść do innych prac, ani pozwolić na zwolnienie większości robotników. Robotnikom polskim brakuje inicjatywy, pomysłów, zmysłu twórczości, wierzą w nieaktualne hasła narodowe i wolnościowe, zamiast przyjąć rzeczywistość unijną.

Jest to, jak widzimy, pogląd tragiczny. I paradoksalnie największą winę może ponosić ratyfikowanie 10.10.2009 roku traktatu lizbońskiego, który, gdy wejdzie w życie, całkowicie pozbawi nas podmiotowości.

"Państwo prawa" bez prawa
Największym złem liberalizmu jest, jak pisze Ojciec Święty Benedykt XVI, wyrzucenie z całości życia publicznego, także gospodarczego, zasad etycznych i moralnych ("Caritas in veritate", n. 33-42, Kraków 2009). Życiem publicznym rządzą wszędzie jakieś organizacje i grupy ponadpaństwowe, koncerny, kartele, rekiny gospodarczo-społeczne, układy tajnych służb, ponadpaństwowi oligarchowie. U nas padają całe gałęzie przemysłu, zakłady, działy produkcji, w wilczej konkurencji firm wygrywają zawsze firmy zagraniczne: niemieckie, szwedzkie, francuskie, rosyjskie, izraelskie i inne. Po prostu tamte otrzymują kredyty od swoich banków, polskie - raczej nie. Kiedy jest więc przetarg na budowę np. odcinka drogi na 400 mln dolarów, to polska firma nie może nawet do niego przystąpić. Albo rząd sprzedaje milion hektarów ziemi. Prawo pierwokupu mają pozornie polscy rolnicy, ale oni są biedni, więc kupują, ale jako tzw. słupy, czyli Polacy podstawieni przez jednostki zachodnie. Zdawało się, że rząd nie sprzeda wszystkich cukrowni, bo zawiązała się spółka Polski Cukier, ale Niemcy wykazali się sprytem i już na długo przedtem zaczęli płacić chłopom polskim za to, żeby nie uprawiali buraków cukrowych. Teraz chcą przejąć Polski Cukier i rząd to popiera, choć cukier już musimy sprowadzać. PSL nie spełnia tu odpowiedniej roli. Poza tym firmy zachodnie są bezwzględne wobec analogicznych firm polskich, np. w transporcie europejskim, stwarzają nam wymyślne utrudnienia. A naszego rządu jakby nie było, bo i według liberalizmu ma go nie być, zwłaszcza w gospodarce. Kolejne rządy niefrasobliwie nie uchwaliły odpowiednich ustaw własnościowych i już teraz sądy oddają bezprawnie po kolei Niemcom ich dawne własności, a Polaków, często wygnanych zza Buga, wyrzuca się na bruk. Rząd się bardzo chwali, że ma wyniki najlepsze w świecie, ale chyba idzie to po linii liberalnej ideologii, bo do naszego dorobku rocznego wlicza zyski firm zagranicznych, które w ubiegłym roku wyprowadziły z Polski ok. 100 mld zł, co do bilansu wchodzi jako nasze. Bilanse są u nas coraz lepsze, a ludziom żyje się coraz gorzej. Po prostu rządu prawie nie ma, są tylko "fighterzy" (bojownicy) z PiS, z tradycją polską. A tymczasem dług publiczny Polski wynosi już ok. 700 mld zł, a koszty jego obsługi wyniosą w roku 2009 ok. 32,8 mld złotych.

Służba zdrowia chwali się reformami, ale już wiele szpitali nie będzie przyjmowało chorych w listopadzie i grudniu, a w przyszłym roku budżet będzie jeszcze niższy, producenci leków, zwłaszcza zagraniczni, żerują na chorych i nie można temu zaradzić.

Słyszy się ciągle o wielkich aferach, malwersacjach, grabieżach, ale zupełnie cicho jest o zakończeniu dochodzeń: albo nie byli to winowajcy właściwi, albo była to tylko luka prawna, albo nic nie można powiedzieć, bo to "tajemnica śledztwa". I tak "państwo prawa" jest bez prawa.

Jest poważne podejrzenie, że liberałowie za przyzwoleniem rządu, a może postkomunistycznej "razwiedki", niszczą świadomie wszystkie po kolei gniazda tradycji patriotycznej i katolickiej, jak stocznie, Stalową Wolę, harcerstwo, instytucje patriotyczne, IPN, pomniki chwały polskiej, wydawnictwa dla Polaków na Wschodzie, instytuty patriotyczne za granicą i inne, nie mówiąc już o Radiu Maryja. Wolno wszystko, byle przeciwko tradycyjnej Polsce i Kościołowi, np. w sztuce i kulturze. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów zaskarżyło "cud eucharystyczny" w Sokółce, jakoby element mięśnia sercowego był wzięty przez duchownego od zabitego człowieka. Brzmi to niemal jak podanie Pana Jezusa do prokuratury za cud. Na tle antyreligijnym dochodzi w atmosferze liberalizmu do wielkich wariactw.

Niestety, podupada też bardzo życie duchowe i moralne społeczeństwa. Co tydzień na drogach ginie ok. 50 osób, a od 2 do 3 tysięcy zostaje rannych, rocznie zatrzymuje się ok. 200 tys. pijanych kierowców, a ilu pozostaje bezkarnych... W pierwszym półroczu 2009 roku było 60 napadów na banki. Ok. 90 proc. gimnazjalistów próbuje alkoholu. Oblicza się, że mamy już parę milionów alkoholików i coraz więcej narkomanów. Polacy są na pierwszym miejscu w Europie pod względem przemytu z zagranicy zwierząt i rzeczy niedozwolonych. Wszystko wolno, po co nam prawo! Mnożą się oszustwa nie tylko w polityce, ale niemal we wszystkich dziedzinach życia. Na przykład co do zwolnień chorobowych, to już w tym roku ZUS płaci 40 proc. więcej niż za cały rok 2008. Nie chce się już nawet wspominać o sytuacji w wielu dziedzinach sportowych. Jak wykazała prowokacja "Gazety Wyborczej", tysiące ludzi chciałyby nie odbywać studiów lub zdecydowałaby się na ogromnie skrócone, żeby tylko kupić magisterium. Nie ma żadnej pedagogii narodowej i państwowej nie tylko dla młodzieży, ale dla wszystkich. A Kościół jest spychany ze sceny państwowej i publicznej. Liberalny rząd tylko się raduje, że mamy już ok. 70-80 tys. milionerów i miliarderów ("Gazeta Wyborcza", 5.10.2009), choć rzesze nędzarzy są coraz liczniejsze. Zamiast do moralności, premier Donald Tusk nawołuje do "przyzwoitości" ("GW" 26.10.2009). Ale to i tak dużo, bo wielu luminarzy zachodnich chwali się publicznie tym, że nie zachowują moralności w rozumieniu chrześcijańskim i ogólnoludzkim.

Niezłe bywały szopki i za rządów PiS, w liberalnym "państwie prawa". Na przykład kiedyś w Drohiczynie lekarz Artur G. został oskarżony w majestacie prawa o przyjęcie 20 zł i 3 kg wieprzowiny od pacjenta wdzięcznego za szybką i życzliwą obsługę. Za to groziła mu kara 8 lat więzienia. Nie pisali, jak się skończyło. Tacy wielcy reformatorzy nie wiedzą, że podarunki za uleczenie były od tysięcy lat. Tylko w niektórych miastach-państwach na starożytnym Bliskim Wschodzie zdarzało się, że gdy lekarz nie wyleczył monarchy, to dostawał karę śmierci.

Albo państwo ma ciągle ochotę zlikwidować chrześcijańską działalność dobroczynną przez nakładanie na wszystko podatków, jakby ze złości. Chyba dwa lata temu 84-letnia mecenas Maria Sawicka z Łodzi otrzymała nagrodę 20 tys. zł i nie wiedziała, że według prawa powinna zapłacić z tego 4 tys. podatku. Pieniądze z nagrody rozdała potrzebującym i ubogim. W odpowiedzi skarbówka wysłała komornika, który zajął rentę pani Sawickiej. Otaczający ludzie musieli jej pomóc, żeby przeżyła. Ciśnie się podejrzenie, że tak z nią postąpiono okrutnie, dlatego że w swym życiu uratowała przed aborcją ok. 500 dzieci.

Podobnych spraw jest mnóstwo. Prawo bywa często błędnie wykładane i potem źle wprowadzane w życie, właśnie na sposób nieludzki. I tu trzeba by chyba, mówiąc krotochwilnie, "oskarżyć" media o umyślny antyfeminizm. Ilekroć bowiem podają informacje o jakimś błędnym i zbyt surowym wyroku sądowym, np. o odebraniu dziecka dobrym rodzicom, lub o jakiejś mylnej i bezwzględnej decyzji urzędniczej, to prawie zawsze na koniec pokazują, że ich autorami są przeważnie kobiety. A w "państwie prawa" nie ma ratunku przed błędnymi aktami prawnymi.

Jakże trudno jest przełamać złą opinię społeczną i utrwaloną, choć błędną, mentalność. Na przykład mogliby zrobić dla nas dużo dobrego mądrzy i szlachetni Żydzi, gdyby nie wroga nam komunistyczna propaganda. Tymczasem taki szanowany i poważany przez nas rabin warszawski pan Schudrich zaatakował 15.10.2009 r. na KUL oddanego Żydom całą duszą ks. prof. Ryszarda Rubinkiewicza, kielczanina z urodzenia, jakoby pogrom kielecki z 1946 roku był spontanicznym dziełem ziomków profesora. Tyle razy wyjaśniano, że od początku była to prowokacja sowieckiego NKWD przy współudziale komunistów polskich, a także i żydowskich, w celach politycznych, żeby pokazać światu, że Polska nie może funkcjonować bez okupacji sowieckiej, bo morduje Żydów, podobnie jak Niemcy. Jaka krzywda dla nas, że pan rabin wygłasza taki pogląd wobec setek Żydów, w tym i rabinów przybywających do Polski. I nie da się przekonać nawet swoim największym przyjaciołom. Często pytamy, dlaczego Żydzi są takimi wielkimi apologetami Sowietów w Polsce. Dziwne też, że zarówno Żydzi brytyjscy, jak i francuscy wychwalają do dziś Związek Sowiecki i nie widzą w nim nic złego. Przecież Polska odrodzona w latach 1918-1939 przyjęła jeszcze 600 tys. nowych Żydów z Niemiec i Rosji sowieckiej. Żydzi należeli w Polsce do wiodącego nurtu inteligencji. Tymczasem teraz przyjaźnią się z Niemcami, których ojcowie mordowali okrutnie ich przodków, z kolei atakują ciągle Polaków, którzy ich przyjmowali jak braci. Kto spowodował taki stan umysłów?

Myślę skromnie, że zamiast ratyfikować traktat lizboński, co się stało niestety 10.10.2009 r., i to bez ustalenia specjalnych zabezpieczeń, należy raczej ratować życie Polski i powołać nowy rząd fachowców. Anioł państwa polskiego ostrzegł pana prezydenta, bo pierwsze pióro odmówiło posłuszeństwa. Może to być znak, że kiedyś odmówi posłuszeństwa państwu europejskiemu całe przebudzone społeczeństwo polskie

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

1 komentarz:

  1. Anna ze Szczecina4 listopada 2009 00:54

    Jakbym mogła coś dodać, to zauważyłam, że od paru lat Polska kinematografia też jest niedemokratyczna. Mam tu na myśli, niekoniecznie kino ambitne, tylko takie co trafia do masowego odbiorcy. Nie pokazuje naszej rzeczywistości. bohaterowie seriali z reguły nie borykają się z bezrobociem i nędzą jaka panuje w niektórych domach, a jeśli tak to na chwilę. Poza tym coraz rzadziej przekazywane są wartości chrześcijańskie,a jeśli ktoś jest ateistą, to ogólno moralne. Raczej wszystko zaczyna być rodem "Mody na sukces", lub innego wg mnie ogłupiającego serialu, który wielu ludziom przewraca w głowach. Nie oglądam osobiście seriali,a napewno nie śledzę z uwagą,ale słucham ludzi co opowiadają i ogarnia mnie przerażenie. Podobnie jest z hitami filmowymi. Nie wiem Andrzeju czy widziałeś film pt. "najlepszy chłopak dla mojej dziewczyny". To obraz nędzy i rozpusty i chwały dla gejostwa itp. dewiantów. Przy okazji obraża ludzi wierzących ( mam tu na myśli chrześcijaństwo). Myślę, że nawet dla innowiercy lub ateisty myślącego daje niesmak. Mam wrażenie, że dzieje się to specjalnie. Mam wrażenie, że chodzi o ogłupienie społeczne, o pokazanie pozornej wolności i braku autorytetów. Jak przeczytałam, że dla naszej młodzieży największym autorytetem jest Kuba Wojewódzki, to jest mi bardzo przykro. w pewien sposób go szanuję,ale autorytet???? Żyjemy w czasach gdy autorytetów nie ma. Ostatnim był JP2
    pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń