6 paź 2010

Węgierskie przyspieszenie ...a polski marazm .

Nasz Dziennik, 2010-09-29



Z prof. Csabą G. Kissem, profesorem historii kultury, politologiem i pisarzem, znawcą literatury polskiej, rozmawia Mariusz Bober

Zachodnie media zarzucają premierowi Wiktorowi Orbanowi autorytaryzm, a Fidesz przeforsowuje kolejne ustawy w parlamencie w rekordowym tempie. Jak ocenia Pan pierwsze miesiące rządów Fideszu?
- Wiktor Orban jest bardzo silną osobowością, dynamiczną także w sferze polityki. Przypominam, że Fidesz wygrał wybory ogromną większością głosów [posiada większość dwóch trzecich w parlamencie - przyp. red.]. To oznacza, że jest w stanie dokonać poważnych zmian na Węgrzech.

Wystarczy mu politycznej woli do ich przeprowadzenia?
- Tak. Przygotowywana jest już zmiana konstytucji węgierskiej. W tym celu została powołana specjalna komisja, która opracuje jej projekt. Na Węgrzech podczas zmian w 1989 r. przy tzw. okrągłym stole przepisano właściwie komunistyczną konstytucję. Miała ona mieć charakter tylko prowizoryczny, nie zawiera np. preambuły.

Czego jeszcze dotyczą reformatorskie ustawy?
- Zmian w podatkach. W porównaniu z pozostałymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej u nas dotychczas obowiązywały dość wysokie obciążenia fiskalne. Rząd Orbana planuje od nowego roku wprowadzić jedną - 16-procentową - stawkę podatku od dochodów osób fizycznych. Zaś 1 września weszły w życie przepisy znacznie obniżające stawkę podatku od firm.

Po rządach socjalistów Fidesz otrzymał w spadku ogromny deficyt finansów publicznych i zadłużenie. W jaki sposób zamierza się z tym uporać?
- Walka z deficytem i zadłużeniem jest dla Fideszu priorytetem. Zadłużenie Węgier jest bardzo wysokie, dlatego rząd musi działać bardzo szybko. Spore wpływy do budżetu ma zapewnić wprowadzenie podatku od banków.

Ale raczej nie wystarczą one na pokrycie choćby wysokich kosztów obsługi długu zagranicznego. Tymczasem rząd zrezygnował z kredytu Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
- Była to bardzo trudna decyzja, ale gabinet Orbana nie ma zamiaru zaciągać nowych kredytów, ponieważ spłacane aktualnie przez państwo odsetki od długów i tak są bardzo wysokie. Zależność od MFW to ciężki chleb. O opodatkowaniu banków mówi się też w innych krajach Unii Europejskiej. Pytanie, jak to będzie działać w praktyce. Ale trzeba spróbować, gdyż budżet węgierski potrzebuje każdego forinta.

Z jednej strony rząd łata więc dziurę budżetową, z drugiej stara się pobudzić gospodarkę?
- Węgry potrzebują nowych miejsc pracy. Program Fideszu przewiduje stworzenie w ciągu najbliższych kilku lat około miliona nowych miejsc pracy. Widać też konkretne działania w tym obszarze. Ostatnio zapadła decyzja o otwarciu nowej fabryki Opla w pobliżu granicy z Austrią, co przełoży się na 1000 nowych miejsc pracy. Według najnowszych ustaleń w mieście Gy"or na zachodzie kraju ma powstać nowa fabryka Audi.

To efekt rządowych zachęt do inwestowania na Węgrzech?
- Tak, nowemu rządowi zależy na przyciąganiu inwestycji, a także na poprawie wizerunku kraju wśród inwestorów zagranicznych. Osiem lat rządów socjalistów i liberałów poważnie go nadszarpnęło. Oczywiście, nie da się tego zmienić z dnia na dzień, ale jesteśmy rzeczywiście świadkami całkowitej zmiany podejścia polityków do wypełniania zadań publicznych. Jeszcze rok temu na Węgrzech widać było ogromny spadek zaufania obywateli do instytucji państwowych, a także niezwykle duży pesymizm wyrażający się w przekonaniu, że nic dobrego nie da się już w kraju zrobić. Obecnie obserwujemy pewne zmiany nastawienia społeczeństwa, wzrost optymizmu, choć trudności nadal są duże. Ta zmiana nastawienia obywateli jest bardzo ważna dla wyjścia kraju z zapaści.

Dlatego Fidesz otrzymał tak ogromne poparcie społeczne?
- Ludzie mieli poczucie, że kraj znalazł się w beznadziejnym położeniu. Dlatego w społeczeństwie węgierskim utrzymuje się wiara, że obecne zmiany będą dla państwa korzystne. Po pierwszych miesiącach poparcie dla Fideszu wcale nie zmniejsza się. Wszystko wskazuje na to, że w wyborach lokalnych na początku października partia Orbana również wygra miażdżącą przewagą. To fenomen. Zwycięzca wyborów parlamentarnych zwykle nie był w stanie powtórzyć rezultatu w wyborach samorządowych. To jest też poważna klęska postkadaryzmu. Na Węgrzech po raz pierwszy od 20 lat rządząca partia utrzymuje tak duże poparcie. Wygląda na to, że nawet Budapeszt będzie miał prezydenta z Fideszu.

Program Fideszu jawi się jako próba całkowitego zerwania z komunistycznym balastem i budowa nowej republiki. Można go porównać do niezrealizowanej u nas idei IV RP?
- Nie, myślę, że porównanie nie jest właściwe. Fidesz to partia, która znalazłaby w Polsce odpowiednik dopiero wtedy, gdyby doszło do koalicji PiS - PO.

Czego jeszcze obywatele oczekują od nowego rządu?
- Naszym poważnym problemem jest także podział kraju na stolicę i prowincję, który jest bardzo ostry. W Polsce jest sieć większych miast. Na Węgrzech są one znacznie mniejsze. Kolejnym problemem jest gospodarka rolna. Również pod tym względem w Polsce sytuacja jest lepsza. Wasi rolnicy uzyskali bowiem lepsze wsparcie z funduszy Unii Europejskiej niż węgierscy. Brak wsparcia dla wsi sprawia, że w wielu rejonach nie będzie w ogóle młodego pokolenia, którego przedstawiciele emigrują do większych miast, innych regionów kraju. Mamy też gorszą od polskiej sytuację demograficzną.

Wpływowa dotąd lewica nie blokuje zmian wprowadzanych przez Fidesz? Na Węgrzech, podobnie jak w Polsce, jest ona silnie umocowana w gospodarce i mediach.
- To prawda, ma nadal ogromny wpływ zarówno na gospodarkę, jak i na media. W tych ostatnich panowała dotąd współpraca z neoliberałami. To taka dziwna koalicja funkcjonująca od lat. Ale w ostatnich latach sytuacja zaczęła się zmieniać, zwłaszcza od czasu, gdy nadawać rozpoczęły prywatne stacje telewizyjne. Dzięki temu w mediach jest pewna równowaga. Ponadto rząd powołał nowy urząd nadzorujący media państwowe, który spełnia swoją rolę. Dlatego dziś media nie mogą tak kłamać jak wcześniej. Pokazała to już afera z 2006 roku. Za lewicą ciągnie się także wiele afer gospodarczych. Obecny rząd zaczął już rozliczać wiele z nich. Właśnie walka z korupcją była jednym z ważnych punktów programu wyborczego Fideszu. Jej skala w czasach rządów postkomunistów była bowiem wprost niewiarygodna i dotyczyła zarówno szczebla centralnego, jak i samorządowego. Dobrym przykładem jest budowa 4. linii metra w Budapeszcie, która choć trwa już całe lata, nadal jest daleka od ukończenia, a koszty rosły w tempie niebywałym. Okazało się, że budowę blokowały afery korupcyjne. To właśnie korupcja stała się - moim zdaniem - główną przyczyną klęski wyborczej socjalistów w ostatnich wyborach. Sytuację tę można byłoby porównać do afery Rywina w Polsce.

Nowy premier jest uważany za zagorzałego antykomunistę. Czy jego rząd zajmie się także rozliczeniem ze zbrodniczym systemem?
- Określenie "zagorzały" jest przesadą. Na Węgrzech wciąż nie rozliczono komunistów. Nie było żadnej lustracji. Nawet funkcjonariusze odpowiedzialni za wydanie rozkazów strzelania do ludzi podczas rewolucji z 1956 r. nie zostali ukarani. Do dziś otrzymują wysokie emerytury, co bulwersuje zwykłych ludzi. Nie wiadomo jednak na razie, czy nowe władze rozliczą komunistycznych funkcjonariuszy. Moim zdaniem, należałoby to zrobić. Na Węgrzech do dziś w państwowej administracji pracuje wielu polityków, aparatczyków z okresu rządów Janosa Kadara [komunistyczny dyktator rządzący na Węgrzech od 1956 do 1988 r. - przyp. red.]. Tymczasem postkomuniści po 1989 r. prowadzili politykę postkadarowską. To jest bardzo poważny problem. Do tej pory nie rozliczono również funkcjonariuszy bezpieki komunistycznej zwalczających Kościoły. Są już na szczęście opracowania naukowe na ten temat. W moim Kościele kalwińskim duchowni, zwłaszcza biskupi, byli inwigilowani na ogromną skalę. Z tego również władze komunistyczne nie zostały rozliczone.

Fidesz jest gotowy podjąć ten trud?
- Nie wiadomo. Obecny rząd na razie powołał komisję, która bada sprawę nadużyć policji w 2006 r. podczas protestów i demonstracji z okazji rocznicy 1956 r. [po ujawnieniu nagrań z wypowiedzią socjalistycznego premiera, który przyznał, że jego rząd okłamywał podczas kampanii społeczeństwo, aby wygrać wybory parlamentarne - przyp. red.].

Sferę sporów ideologicznych Fidesz zostawił partii Jobbik?
- Jobbik nie jest partnerem koalicyjnym Fideszu wbrew temu, co często powtarza się w zagranicznych mediach. Od pewnego czasu, zwłaszcza podczas kampanii wyborczej, występują ostre napięcia między obu partiami. Bowiem Jobbik prezentuje bardzo radykalne hasła, i to w archaicznym stylu politycznym, odwołując się do ideologii Wielkich Węgier sprzed II wojny światowej. Dlatego Jobbik w wielu sprawach atakuje rząd.

Pozostając przy kwestiach światopoglądowych, Fidesz nie zamierza podobno zmieniać liberalnej ustawy aborcyjnej.
- Nie zamierza, to fakt, ale Fidesz ma dość wyrazistą linię światopoglądową, która opiera się na wartościach chrześcijańskich. Jedną z pierwszych decyzji, które podjął nowy rząd, była np. likwidacja wytycznych programowych dla wychowawców w przedszkolach, która zabraniała im dokonywania jasnej identyfikacji płci w kontaktach z dziećmi. Wychowawcom nie wolno było np. mówić o dziewczynkach i chłopcach! Takie były efekty rządów socjalistów i liberałów. Dla Fideszu ważne są też naród i rodzina.

Nowy rząd ma zamiar prowadzić politykę prorodzinną?
- Tak. Rząd wydłużył okres wypłacania zasiłku dla matek po urodzeniu dziecka z 2 do 3 lat, choć stanowi on tylko część miesięcznej pensji. Przez cały ten okres matkom przysługuje również ubezpieczenie społeczne. Władze rozważają też wprowadzenie ulg podatkowych na dzieci.

Fidesz rozpoczął sprawowanie władzy od kwestii bardzo ważnej dla Jobbiku - Karty Węgra.
- Fidesz rozumie, że dziś nie ma powrotu do Wielkich Węgier w rozumieniu przedwojennym. Dlatego chce w inny sposób pokazać, że myśli o obywatelach, którzy w wyniku powojennego podziału granic pozostali w innych krajach. Stąd ustawa o podwójnym obywatelstwie. W krajach Unii Europejskiej ta ustawa ma raczej znaczenie symboliczne. I nie jest ona jakimś ewenementem w Europie! Takie rozwiązania przyjęto właśnie w krajach Europy Południowo-Wschodniej. Dlatego np. każdy Serb z Bośni ma jednocześnie obywatelstwo serbskie, podobnie Chorwaci bośniaccy mają obywatelstwo chorwackie.

Czy istnieje niebezpieczeństwo, że Fidesz będzie zmierzał w kierunku typowej, zachodnioeuropejskiej partii chadeckiej, dbającej o gospodarkę, ale już niekoniecznie o konserwatywne zasady?
- To się dopiero okaże. Fidesz jest w zasadzie sojuszem (w ramach tego sojuszu funkcjonują, poza pierwotnym Fideszem, także chadecja [Chrześcijańska Demokratyczna Partia Ludowa - red.] i Węgierskie Forum Demokratyczne). Jest pewna różnica między Fideszem a partiami chadeckimi z Europy Zachodniej. W ogóle trudno utożsamiać geografię polityczną naszych krajów z Europą Zachodnią. Zobaczymy, jaki ostateczny kształt uzyska polityka tej partii.

W polityce zagranicznej jeden z priorytetów Fideszu to współpraca regionalna.
- Tak, z Polską, Rumunią i krajami Grupy Wyszehradzkiej [Polska, Czechy, Słowacja, Węgry - przyp. red]. Wszystkie te kraje mają podobne interesy w dziedzinie polityki rolnej UE. Kolejnym polem do współpracy jest polityka energetyczna. Współpraca z tymi państwami pomoże zwiększyć także bezpieczeństwo energetyczne Węgier. To, że Wiktor Orban złożył pierwszą wizytę zagraniczną w Polsce, jest jasnym sygnałem, jakie są priorytety polityki zagranicznej jego rządu. W przyszłym roku nasze kraje mają przewodniczyć w Unii Europejskiej - to duże wyzwanie i możliwość zarazem.


Dziękuję za rozmowę.



Profesor Csaba G. Kiss - wybitny węgierski intelektualista i ceniony badacz polskiej literatury i kultury. Wykładowca Instytutu Badań Literackich Węgierskiej Akademii Nauk. Autor wielu publikacji z dziedziny literatury, m.in. zbioru szkiców "Lekcja Europy Środkowej".



źródło : http://naszdziennik.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz