urodzony w 1948 r. w Strzegomiu,
absolwent opolskiej WSP,
doktor nauk humanistycznych,
od 1991 r. profesor zwyczajny,
od 1996 r. rektor Uniwersytetu Opolskiego.
Kandydował do senatu z ramienia SLD.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
"Nie umiem pół duszy oddać tylko"
W setną rocznicę urodzin Feliksa Dzierżyńskiego. W sześćdziesiątą rocznicę rewolucji.
11 września bieżącego roku minęła setna rocznica urodzin Feliksa Dzierżyńskiego. Dla wrogów rewolucji jego nazwisko stało się postrachem i symbolem twardej rewolucyjnej sprawiedliwości. Zwano go "Żelaznym Feliksem", "Wiecznym Płomieniem", "Karzącym Mieczem Rewolucji". Posiadał niezwykły życiorys, niezwykłe stanowisko w rewolucji rosyjskiej i niezwykłą władzę.
Dzierżyński zmarł przedwcześnie w wieku 49 lat (20 lipca 1926 roku) na atak serca w swym gabinecie na Kremlu, wkrótce po wygłoszeniu płomiennego przemówienia na pienum KC Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). W przemówieniu tym powiedział m. in.: "Wiecie doskonale, na czym polega moja siła. Nigdy się nie oszczędzałem. Lubicie mnie tu wszyscy dlatego, że mi ufacie. Nigdy nie byłem obłudny i jeśli widzę u nas nieporządki - zwalczam je z całą siłą." Dzierżyński był doskonałym oratorem, umiejącym barwnie i sugestywnie mówić o najbardziej skomplikowanych problemach rewolucji. Te cechy predestynowały go do spełniania roli trybuna ludu. W trakcie swego ostatniego przemówienia kilkakrotnie chwytał się za serce. Słuchacze sądzili, że to jeden z licznych jego gestów.
Mimo, że od śmierci Dzierzyńskiego minęło 51 lat i mimo pokaźnej, ciągle narastającej literatury o nim, daleko jest jeszcze do wyczerpania materiałów archiwalnych mówiących o jego życiu i działalności politycznej. Dzierżyński wkroczył bowiem do historii w przełomowym okresie i nie należy do postaci, o których się zapomina. Wiadomo niemal powszechnie, że był jednym z najbliższych współtowarzyszy Lenina w okresie Rewolucji Październikowej i jednym z tych działaczy bolszewickich, którzy położyli największe zasługi w dziele ugruntowania zwycięstwa socjalizmu w Kraju Rad - i to szczególnie w okresie, gdy zmasowane siły kontrrewolucji podjęły ostrą, bezkompromisową, krwawą walkę w celu odebrania władzy partii bolszewickiej. Stąd też Dzierżyński znany jest przede wszystkim jako przewodniczący Ogólnorosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, tzw. Czeki, lecz nie zawsze pamięta się, że ten wybitny Polak zajmuje poczesne miejsce w historii międzynarodowego ruchu robotniczego. Był on bowiem współorganizatorem Litewskiej Socjaldemokratycznej Partii; odnowicielem, czołowym działaczem, członkiem Zarządu Głównego Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy; należał do ścisłego kierownictwa Socjaldemokratycznej Partii Robotników Rosji, a następnie Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). Ponadto nad naszą wiedzą o życiu i działalności Dzierżyńskiego zaciążylo bez wątpienia oczernianie go przez polską prasę burżuazyjną w okresie międzywojennym. Pewną rolę w tym okresie odegrała również wydana dwukrotnie (1932, 1935) w dużym nakładzie książka burżuazyjnego pisarza, Bogdana Jaxy-Ronikera, pod intrygującym tytułem "Dzierzyński Czerwony Kat - Złote Serce". Próbowano w niej kreować Dzierzynskiego na "polskiego Torquemadę bolszewizmu", bądź też "Franklina socjalizmu", ściągającego na siebie pioruny w imię wyższych celów. Tytuł tej paszkwilanckiej książki Ronikera - jak stwierdził jeden z biografów Dzierżyńskiego, prof. Jerzy Ochmański - trafił jednak niespodziewanie w sedno. Był bowiem Dzierżyński nieubłagany dla kontrrewolucjonistów i był też człowiekiem o "złotym sercu", czułym na wszelką nędzę i krzywdę społeczną tych, co żyli z pracy swych rąk.
Burżuazyjna propaganda zarzucała Dzierżyńskiemu wiele, jednak nie mogła przejść do porządku dziennego nad faktem, że był to człowiek moralnie czysty, ofiarny, oddany bez reszty idei, o silnej woli, stanowczości i dużej odwadze, w pracy nie cofający się przed żadnymi przeszkodami, traktujący przemoc jedynie jaklo środek walki narzucony przez nie przebierającego w metodach, bezwzględnego wroga. W zmaganiach z białym terrorem, sabotażem, strzelaniem do wodzów rewolucji i zamachami na samo istnienie dyktatury proletariatu Czeka musiała spełniać rolę zbrojnego ramienia partii. Dzierżyński częstokroć mówił o konieczności odpowiedzenia terrorem na terror. Chodziło mu bowiem o zlikwidowanie wszelkich przejawów dywersji, ale równocześnie zawsze wołał o rozsądne wymierzanie ciosów, celowanie w faktycznych wrogów rewolucji, nie zaś w tych, którzy nieświadomie dali się zwieść. Gdy w pierwszej połowie 1918 roku, w najtrudniejszym okresie rewolucji, w zanarchizowanej, ogarniętej wojną domową głodującej Rosji objął to jedno z najtrudniejszych stanowisk w apartamencie radzieckim, tak napisał w liście do swej żony: "Wysunięto mnie w pierwszej linii i wola moja - walczyć i patrzeć otwartymi oczami na całą zgrozę położenia, by jak pies wierny rozszarpać złodzieja. Fizycznie zmęczony jestem, lecz nerwami żyję i nie czuję przygnębienia. Nie wychodzę prawie wcale z lokalu swego. Tu pracuję, w kącie za parawanem mam łóżko. W Moskwie jestem już kilka miesięcy. Mój adres: B. Łubianka 11". Gdy kilka miesięcy później otrzymał list z kraju od swej siostry Aldony, w którym pod wpływem propagandy burżuazyjnej wyrażała ona swoje wątpliwości w kwestii prowadzonej przez niego walki z siłami kontrrewolucyjnymi, natychmiast jej odpisał. Zważywszy, że Aldona była jego najukochańszą siostrą i powiernicą najskrytszych jego myśli, na co potwierdzenie znajdujemy w obszernej ich korespondencji, list ten możemy traktować jako głębokie wewnętrzne wyznanie Dzierżyńskiego. Pisał w nim : "Jedną prawdę mogę Ci napisać - pozostałem tym samym. Czuję, że Ty nie możesz pogodzić się z myślą, że to ja i nie możesz zrozumieć znając mnie... I dziś poza ideą - poza dążeniem do sprawiedliwości - nic nie waży na szali mych czynów. Trudno mi pisać. Trudno dowodzić. Ty widzisz tylko to, co jest, i o czym słyszysz w przesadnych może barwach... ja, wieczny tułacz, w ruchu, w procesie zmian i tworzenia życia nowego... Czy zastanawiałaś się kiedy - co to jest wojna, w jej prawdziwych obrazach? Odpychałaś od siebie obrazy poszarpanych ciał pociskami, rannych na polu i kruki, wydłubujące oczy jeszcze żywych. Odpychałaś te straszne codzienne obrazy. A mnie zrozumieć nie możesz. Żołnierza rewolucji walczącego o to, by nie było na świecie niesprawiedliwości, by ta wojna nie oddała na łup zwycięzców-bogaczy całych milionów ludów. Wojna - straszna rzecz. Na nas szedł cały świat bogaczy. Najnieszczęśliwszy naród pierwszy stanął w obronie swych praw - i stawił opór całemu światu. Czyż chciałabyś, bym był gdzieś na ustroniu? Aldono moja, nie rozumiesz mnie - trudno mi więc pisać. Gdybyś wiedziała, jak żyję, gdybyś mi w oczy zajrzała - zrozumiałabyś, raczej odczułabyś - że pozostałem tym samym, co dawniej..."
Dzierżyński trwał na swym stanowisku niezłomnie. Miał pełną świadomość znaczenia i roli, jaką w rewolucyjnej Rosji spełniał kierowany przez niego urząd. Stąd też od swych podwładnych surowo wymagał przestrzegania zasad rewolucyjnej praworządności. Bezwzględnie karał wszelkie przejawy samowoli, niesubordynacji, grubiaństwa bądź też używania siły fizycznej wobec pokonanych i bezbronnych przeciwników. Dewizą i główną dyrektywą w pracy czekistów stały się jego słowa: "Czekista powinien mieć gorące serce, zimny umysł i czyste ręce". Jak stwierdza Jan Sobczak, Dzierżyński za wszelką cenę nie chciał dopuścić, aby w kierowanym przez niego urzędzie, korzystającym z ogromnych i nadzwyczajnych praw, zakorzeniło się zło. Dążył, by urząd ten nie stał się samowystarczalnym aparatem, by nie oderwał się od partii, by jego pracownicy nie zdemoralizowali się.
Dzierżyński był człowiekiem prawym. Całe swoje dojrzałe życie poświęcił walce o sprawę robotniczą i sprawiedliwość społeczną. Walczył o Polskę socjalistyczną, ale utopijnie wyobrażał sobie drogę dojścia do niej. Marzyła mu się Europa bez granic, z jednym wspólnym proletariackim rządem. Polskę zdawał się widzieć w jakimś nieokreślonym bliżej Związku Wolnych Ludów Europy. Nie wchodził jednak głęboko w rozważania teoretyczne na ten temat, uważając, że zadaniem chwili jest zmobilizowanie mas w obliczu narastającej w Europie rewolucji i wydarcie władzy z rąk burżuazji. Za swoją postawę polityczną i poglądy był sześciokrotnie aresztowany i 11 lat swego życia spędził w więzieniach i kazamatach carskich.
Dzierżyński pochodził z licznej, posiadającej duże tradycje patriotyczne polskiej rodziny, od wieków osiadłej na Wileńszczyźnie. Miał czterech braci i trzy siostry. Całe jego rodzeństwo otrzymało staranne wykształcenie. Wszyscy jego bracia ukończyli wyższe uczelnie. Tylko Feliks z własnej woli przerwał naukę szkolną, porzucając ósmą klasę wileńskiego gimnazjum, by całkowicie poświęcić się pracy rewolucyjnej. Bardzo wcześnie wstąpił w szeregi socjaldemokracji i całą kwotę pieniężną odłożoną przez ojca na jego studia (każdy z braci miał przeznaczone w domu 1000 rubli na naukę) oddał na cele partyjne.
Dzierżyńskiego cechowała niezwykła żywotność i aktywność społeczna. Nie oszczędzał swego zdrowia, które od lat wczesnej młodości było nadwątlone zaleczoną gruźlicą, miał też chroniczny bronchit i wadę serca. Ponieważ bez pełnego zaangażowania nie wyobrażał sobie życia, zdecydowana wola działania była silniejsza od choroby. Gdy przeglądamy jego obszerną spuściznę epistolarną, dochodzimy do wniosku, że miał naturę refleksyjną, a szerokie zainteresowania, dużo czytał, od wczesnej młodości skłonny był do egzaltacji, a równocześnie pozbawiony cynizmu, ogromnie serio traktujący problemy ludzkie. Na wybór drogi życiowej Dzierżyńskiego niepośledni wpływ wywarło środowisko, w którym się wychowywał. Jego dzieciństwo przypadło na okres, kiedy na Wileńszczyźnie świeże były jeszcze wspomnienia krwawo stłumionego powstania styczniowego i ostrych represji, które spadły na zamieszkujących tamte rejony Polaków. Dzierżyński był świadkiem terroru carskiego, tępiącego wszelkie przejawy polskości na Litwie. Na co dzień stykał się z jednej strony z nędzą szerokich mas proletariackich i ludowych, a z drugiej strony z samowolą i dostatkiem carskich urzędników. Wszystko to głęboko zapadło w jego młodzieńczy, wrażliwy umysł. "To zadecydowało - napisał później w jednym z listów do żony z 1914 roku - że poszedłem późniejszą swoją drogą, że każdy gwałt, o którym słyszałem lub który widziałem (np. Kroże) - zmuszanie do mówienia po rosyjsku, zmuszanie do chodzenia do cerkwi w dni galowe, system szpiegostwa itp. - były jakby gwałtem nade mną samym, i wtedy przysiągłem z gromadką innych walczyć z tym złem aż do ostatniego tchu. I miałem już serce i mózg otwarte na niedolę ludzką i nienawiść zła".
Wspomniałem już, iż Dzierżyński za walkę z carskim samodzierżawiem 11 lat swego dojrzałego życia przepędził w więzieniach. Przez długi okres uchodził niemal za stałego "mieszkańca" osławionego X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, miejsca gehenny tysięcy polskich rewolucjonistów i patriotów. Trzykrotnie skazany na katorgę i wywieziony w głąb Rosji, był bohaterem brawurowych ucieczek, w czasie których w pojedynkę przemierzył tysiące kilometrów po tajgach i zmarzlinach syberyjskich, aby wrócić do Warszawy i dalej kontynuować swą działalność rewolucyjną. Mówiono wtedy w kraju, że Dzierżyński wraca jak bumerang do Warszawy. Więzienia znacznie pogorszyły stan jego zdrowia, ale nie były w stanie złamać jego postawy. Nadal pozostał nieprzejednanym i bezkompromisowym w swoich żądaniach. W X Pawilonie, na Pawiaku, w Siedlcach, w Kownie, Orle, Mceńku i Irkucku był często inicjatorem buntów i głodówek więźniów politycznych, walczących w ten sposób z administracją więzienną o poprawę warunków swej egzystencji. Za inicjowanie tych akcji spędził długie tygodnie w wilgotnych, mrocznych karcerach więziennych. Obraz wstrząsającej egzystencji Dzierżyńskiego znajdujemy w pisanym przez niego z dnia na dzień w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej "Pamiętniku więźnia", dokumencie historycznym nie pozbawionym walorów literackich. Zacytujmy jego fragmenty. Pod datą 13 V 1908 r. czytamy: "Cisza. Zamglony księżyc patrzy obojętnie z góry, nie słychać ani kroków wartownika, ani żandarma-klucznika, ani kaszlu mego sąsiada, ani brzęku kajdan; tylko od czasu do czasu spada z dachu na blachę kosza, który zakrywa mi okno, kropla wody i słyszę gdzieś tam gwizd parowozu. Jakiś smutek przenika do duszy". Dzień później: "Mamy tu pięciu obłąkanych. Jeden z nich w zupełnie pustej Sali obok. Pokaleczył się ciężko szkłem. Okna wybite, zatkane słomą. Nigdy nie śpi, po całych nocach – nieludzkie krzyki. Krzyki rozpaczy, szału, jęki, walenie do drzwi, znów jęki. Był zakuty na ręce, rozbił kajdany. On to może wytrzymuje, ale my!". Pod datą 11 X 1908 r. czytamy: " W nocy z 8 na 9 powieszono Montwiłł (pseudonim Józefa Mareckiego, znanego działacza PPS, bojowca, uczestnika licznych zamachów na wysokich urzędników carskich – S.N.). Już w dzień 8-go rozkuto go i zabrano do celi śmiertelnej. We wtorek był sąd za udział w napadzie na pociąg z Wołyńcami pod Łapami. On sam nie łudził się i 7-go pożegnał się z nami przez okno, gdy byliśmy na spacerze. Powieszono go o 1-ej w nocy. Kat Jegorka jak zwykle dostał 50 rubli. Ostatnie słowa Montwiłła na szafocie były: "Niech żyje niepodległa Polska". W nocy z 7-go na 8-go też powieszono jakiegoś starca z celi 60. I po tych nocach strasznej zbrodni nic się nie zmienia. Jasne, słoneczne dni jesienne, żołnierze, żandarmi i zmiany ich, spacery nasze. Tylko w celach ciszej, nie słychać śpiewów, wielu czeka swojej kolei". W takich warunkach wielu ideowców rezygnowało z dalszej walki, widząc w niej bezsens i samozagładę. Dzierżyński nie dopuszczał takich myśli do siebie. "Tacy, jak ja – pisał w jednym z listów – muszą się wyrzec wszystkiego, aby dopiąć tego, co zamierzali… Nie umiem na wpół nienawidzić czegoś lub kochać, ja nie umiem pół duszy oddać tylko, ja mogę albo całą oddać, albo nic nie dać". Więzienie było szkołą jego charakteru i jego "uniwersytetem". Potwierdzenie znajdujemy w "Pamiętniku": "Dziś ostatni dzień roku – pisał 31 XII 1908 r. Po raz piąty już w więzieniu spotykam Rok Nowy (1908, 1901, 1902, 1907, po raz pierwszy 11 lat temu) W więzieniu dojrzałem – w męce, samotności i tęsknocie za światem i życiem. A jednak zwątpienie o "sprawie" nigdy nie zajrzało mi w oczy – i teraz, w czasie , gdy pogrzebano na długie lata może wszystkie niedawne nadzieje w potokach krwi, gdy przygwożdżono je do słupów szubienicznych, gdy mnogie tysiące bojowników wolności zamknięto do lochów lub rzucono w zaspy śnieżne Syberii - i teraz dumny jestem. Widzę te masy ogromne, które już się poruszyły, podważyły stare gmachy, masy, w których łonie przygotowują się nowe siły dla nowych walk; dumny jestem, że jestem z nimi, że je widzę, czuję rozumiem – i że sam przecierpiałem z nimi wiele. Tu, w więzieniu, źle jest, nieraz bywa strasznie. A jednak… Gdybym na nowo miał rozpocząć życie, rozpoczął bym tak samo".
Trudno w krótkim artykule publicystycznym ukazać w pełni charakter tego niezwykłego człowieka, ale już tych klika fragmentów jego listów i wspomnień przekonuje nas, że był to romantyk rewolucji, natchniony i przekonany, że w dziejach przyszło mu spełnić wielką, odpowiedzialną misję.
Autor artykułu : Stanisław Sławomir Nicieja
źródło : za miesięcznikiem "ODRA" z 1977 r.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
"Andruch"/Klub GP w Opolu/
http://andruch.blogspot.com/
Takich jak Nicieja jest wielu w polskich uczelniach. Teraz mają znowu swój czas. UO pamiętam z czasów, kiedy jeszcze był WSP. Chyba bardzie wtedy się kryli, bo ja takich apologetów komuny na polonistyce nie spotkałam. Wręcz przeciwnie. Z ogromnym sentymentem wspominam np.zajęcia z Dorotą Symonides.
OdpowiedzUsuńI pomyslec,
OdpowiedzUsuńze on byl promotorem doktoratu Dariusza Ratajczaka.
Co za kanalia!!!!